Recenzja filmu

Łowca snów (2003)
Lawrence Kasdan
Morgan Freeman
Thomas Jane

Coś poszło nie tak

Powieści Stephena Kinga uznawane są za najtrudniejszy materiał do przeniesienia na duży ekran. A mimo to trudno dziś nie natknąć się na horror, który nie byłby reklamowany jako ekranizacja prozy
Powieści Stephena Kinga uznawane są za najtrudniejszy materiał do przeniesienia na duży ekran. A mimo to trudno dziś nie natknąć się na horror, który nie byłby reklamowany jako ekranizacja prozy pisarza z Maine. Czy samo nazwisko King jest takim wabikiem dla widzów, czy może twórcy chcą się zmierzyć z trudnym, a wręcz niewykonalnym zadaniem? Po obejrzeniu "Łowcy snów" stwierdzam, że w grę wchodzi tylko druga opcja. Film zaczyna się wyśmienicie. W iście klasyczny, lecz zarazem i bardzo ciekawy sposób poznajemy kolejne osoby opowieści. Każdego z nich widzimy w znaczącym, a wręcz przełomowym momencie jego życia. Potem akcja przenosi się do zimowego domku położonego gdzieś na obrzeżach lasu. Sceneria jest wyśmienita dla kina grozy, choć dość rzadko wykorzystywana przez twórców tego gatunku. Napięcie jest stale utrzymywane i konsekwentnie dawkowane przez każdego członka ekipy. Scenarzysta bowiem zadbał o świetne dialogi, scenograf o klimatyczne krajobrazy, a operator wszystko to sfilmował w bardzo ciekawy sposób, nie pozwalając nam na przeoczenie jakiegokolwiek niuansu opowieści. Napięcie sięga zenitu, gdy grupka osób zostaje zaatakowana przez pozaziemskie kreatury, które oczywiście nie mają przyjacielskiego nastawienia. I w tym momencie, jak się potocznie mówi, film po prostu "siada". Całe napięcie niknie w mgnieniu oka, a widz zapomina właściwie, o czym jest cały film. Twórcy bowiem, mnożąc fantastyczne wątki, najwyraźniej zapomnieli o rzeczy najważniejszej. Kino rozrywkowe ma przede wszystkim bawić. A co dostajemy w zamian? Pseudofilozoficzny bełkot o sile przyjaźni i potędze umysłu. Wszystko to okraszone jest scenami, które nie rzadko ocierają się o absurd. Wędrówki głównego bohatera po bibliotece symbolizującej zakamarki umysłu w ogóle nie wpasowuje się w koncepcję filmu. Podobnie z resztą jak i sam wątek przyjaźni wzmocnionej przez pozaziemskie siły. Ogólnie za dużo tu kina fantastyczno-naukowego jak na produkcję, która przez pierwszą połowę trwania usilnie przekonuje nas, że jest klasycznym horrorem. Sama obsada aktorska może robić wrażenie. Pierwsze skrzypce gra jednak oczywiście Morgan Freeman. I choć jego postać do całej historii pasuje jak piąte koło u wozu, to jednak aktor potrafił przekonująco ukazać nam demoniczny charakter swego bohatera. Inni członkowie obsady także starają się jak mogą, by zaciekawić widza i tchnąć nieco sensu w całą tę opowiastkę. Wychodzi im to z umiarkowanym skutkiem. Od strony technicznej "Łowca snów" nie poraża. Oczywiście efekty specjalne wykonano bardzo starannie i precyzyjnie, ale nie stanowią znaczącego przełomu. Takie widowiska widzieliśmy już nie raz. Z resztą ilość sekwencji z efektami wizualnymi także pozostawia wiele do życzenia. Możne je policzyć na palcach jednej ręki, co w tego typu kinie stanowi znaczące rozczarowanie. Jedyne, co może wzbudzić podziw, to wspomniane już wcześniej krajobrazy lasu spowitego grubą warstwą śniegu. Taka sceneria świetnie buduje klimat, który niestety twórcy szybko niszczą przez wprowadzenie kolejnych idiotycznych wątków. "Łowca snów" byłby doskonałym filmem, gdyby nie wydumane ambicje twórców. W pewnym momencie można było poprowadzić akcję w taki sposób, by stworzyć godnego następcę filmu "Coś" Johna Carpentera. A tak mamy kolejną nieudaną adaptację notabene dość słabego opowiadania Kinga. Dobre na zimowy wieczór, ale tylko wtedy, gdy ma się odpowiednio wysoki próg tolerancji.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones