Recenzja filmu

Brązowy królik (2003)
Vincent Gallo
Vincent Gallo
Chloë Sevigny

Brązowy królik

Sprowokowany przez kontrowersyjne opinie na temat tego filmu postanowiłem osobiście zweryfikować jego wartość artystyczną. Oto jakie wrażenia wyniosłem po obejrzeniu dzieła Vincenta Gallo. Z góry
Sprowokowany przez kontrowersyjne opinie na temat tego filmu postanowiłem osobiście zweryfikować jego wartość artystyczną. Oto jakie wrażenia wyniosłem po obejrzeniu dzieła Vincenta Gallo. Z góry zaznaczam, że niestety nie będzie to recenzja pochlebna. Na początku filmu poznajemy głównego bohatera Buda Clay'a (granego przez samego reżysera), którego wiodącym zajęcie jest uczestnictwo w wyścigach motocyklowych. Po ukończeniu kolejnych zawodów wyrusza on w podróż do Kalifornii - w bliżej niesprecyzowanym celu. Podróż ta przeistacza się w główny motyw filmu, przypominając swoim charakterem klasyczne "filmy drogi". Bud napotyka po drodze różne kobiety, jednak nie zawiera z nimi bliższej znajomości. Ich kontakty są wyjątkowo powierzchowne i nigdy nie wychodzą poza etap pocałunku. Za każdym razem Bud przekonuje się, że żadna kobieta nie jest w stanie zastąpić jego ukochanej. U schyłku podróży poznajemy głęboko skrywany dramat, jaki przytrafił się w jego życiu. Niestety, tragiczna historia głównego bohatera przedstawiona jest w wyjątkowo nieudolny sposób. Na tak negatywny odbiór składa się wiele elementów. Przede wszystkim film generalnie charakteryzuje się słabą jakością wykonania - nawet jak na niskobudżetowe produkcje. Zdjęcia robione są w sposób niedbały. Kadrowanie niejednokrotnie psuje atmosferę sceny, co w rezultacie sprawia, że film bardziej przypomina domowej produkcji film VHS, niż pełnometrażowy obraz kinowy. Jakość dźwięku również pozostawia wiele do życzenia. Często odnosi się wrażenie, że postaci przemieszczają się bezszmerowo. Kwestie wypowiadane przez poszczególnych aktorów są niewyraźne i przypominają momentami monotonny bełkot, co znacząco przekłada się na odbiór nielicznych dialogów w filmie. Mizerii obrazu dopełnia kiepski montaż i wyjątkowo ubogi poziom aktorski obsady filmu. W tym kontekście dziwi zaangażowanie do filmu znanej m.in. z "Dogville" Chloë Sevigny (Daisy) - aktorki wielokrotnie nominowanej do licznych nagród, m.in. do Oscara. Niestety, jej udział w tym filmie ogranicza się do zaledwie piętnaście minut, z czego połowę czasu spędza na "ciężkiej fizycznej pracy" - o czym za chwilę. Oglądając film, z każdą minutą odnosi się wrażenie pogłębiającej się monotonii i pustki. Po prostu nic się nie dzieje. Pierwsza godzina jest bezładnym filmem drogi, w którym główną rolę odgrywa furgonetka, pokonująca kolejne kilometry amerykańskich dróg w rytmie nastrojowych piosenek (które są chyba jedynym pozytywem w całej tej historii). Mało czytelne i otępiałe zachowanie głównego bohatera nie jest w stanie stanowić przeciwwagi dla scenograficznej mizerii. Tak naprawdę sedno filmu zawiera się w ostatnich dwudziestu minutach, które stanowią utęsknione przez widza zwieńczenie mozolnie zawiązywanej fabuły. Monotonii obrazu nie poprawia uboga warstwa dialogowa. Czasami ma się wrażenie uczestnictwa w "teatrze jednego mima", gdyż zarówno główny bohater, jak i pozostałe postaci wyjątkowo powściągliwie korzystają z języka mówionego. Niestety, z przykrością muszę stwierdzić, że jedynym momentem, który ożywia cały film i wprowadza wątpliwą "nową jakość" do kinematografii jest... kontrowersyjna scena seksu oralnego z udziałem Buda i Daisy. Pokazana w sposób naturalistyczny, bezpośrednio w bliskich kadrach przypomina po prostu ujęcia z podrzędnego porno. Epatowanie pornografią w tym kontekście jest zupełnie zbędne i nie zmieniają tego usilne starania reżysera, zmierzające do usprawiedliwienia zastosowanego chwytu. Tą samą scenę można było z powodzeniem pokazać w mniej szokujący sposób, bez najmniejszej ujmy dla klarowności przekazu. Po tej części filmu wypada jedynie zapytać: "Quo vadis Chloe?" Podsumowując, tej nisko budżetowej, niezależnej produkcji na pewno nie można zaliczyć do kina ambitnego. Po obejrzeniu tego filmu mam wrażenie, że autor - będący jednocześnie reżyserem, scenarzystą, scenografem, producentem i aktorem - stworzył film dla siebie, a nie dla publiczności. Historia, którą opowiada, jest nużąca i gdyby nie pornograficzna scena z udziałem Sevigny, nikt nawet nie zauważyłby istnienia takiego tworu. Zdecydowanie odradzam seans z brązowym królikiem. Szkoda czasu i niepotrzebnych rozczarowań. Lepiej pójść na spacer.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy po raz pierwszy przeczytałem o filmie "The Brown Bunny", od razu zapragnąłem go obejrzeć. Na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones