Recenzja filmu

Czasem słońce, czasem deszcz (2001)
Karan Johar
Amitabh Bachchan
Jaya Bachchan

Olśniewająca egzotyka

Film, na których widzowie śmieją się, by po chwili zacząć chlipać. Czasem śmieją się przez łzy lub uśmiechają z mokrymi od wzruszenia oczami. Seans w psychiatryku? Nie - najdroższej produkcji w
Film, na których widzowie śmieją się, by po chwili zacząć chlipać. Czasem śmieją się przez łzy lub uśmiechają z mokrymi od wzruszenia oczami. Seans w psychiatryku? Nie - najdroższej produkcji w historii indyjskiej kinematografii - "Czasem słońce, czasem deszcz". To niezwykły przykład obrazu, który namalowany jest prawie wyłącznie za pomocą uczuć. Nie ma w nim intelektualnej głębi, egzystencjalnego zawahania nad sensem życia, obecnego w naszym, europejskim kinie. Bohaterowie są urodziwi, do tego dobrzy i uczciwi, noszą przepięknie kolorowe stroje, mieszkają w pałacu, a co chwilę dają upust swoim uczuciom, śpiewając o nich. Wszystko jest egzotyczne i bogate. Jak indyjska kultura dla Europejczyków. A o co chodzi? "O to, by kochać swoich rodziców" dowiadujemy się w pierwszych minutach filmu. Matka i ojciec opowiadają o synu, któremu za rzadko okazywali uczucia. Jest nim Rahul, który od 10 lat mieszka w Londynie. Jego młodszy brat Rohan, który właśnie przyjechał po studiach z Europy, chce się dowiedzieć, co się stało i sprowadzić Rahula do domu. Wszyscy bowiem cierpią, gdy rodzina jest rozdzielona. W to tło wpisana jest historia miłości, gwałtownej i namiętnej, na której przeszkodzie stoi, obowiązujący w Indiach system kastowy. Czyli opowieść nie tak niestworzona, jakby mogło się wydawać słysząc "film hinduski". Historia choć współczesna, w dużej części poświęcona jest tradycji. W "Czasem słońce…" można obejrzeć najważniejsze wydarzenia w życiu Hindusów, łącznie ze ślubem i pogrzebem. Mimo iż w ich życie wkrada się nowoczesność (europejskość-amerykańskość) i chodzą w dżinsach, bluzach z napisem USA, to na czas obrzędów religijnych przywdziewają tradycyjne stroje. Tą mieszankę, wcale nie schizofreniczną, widać również w obrazach, gdy wirujące skrzydło helikoptera przebijane jest zdjęciami wirującej w tradycyjnym tańcu kobiety. Film podzielony jest na dwie części, które można obejrzeć niezależnie od siebie – Indie oraz Londyn. Podwójność daje się zauważyć właściwie w każdym elemencie historii: dwa pokolenia, dwaj bracia, hindi i angielski, kultura wschodnia i zachodnia, kobieta i mężczyzna, wina i wybaczenie, smutek i radość. Czyli słońce i deszcz. Twórcy polskiego tytułu (oryginalny to "Czas smutku, czas radości") trafili w sedno. Po pierwsze tytuł sugeruje dwoistość obecną w filmie, odwołując się do dwóch pór roku – słonecznej i monsunowej. Przede wszystkim jednak daje wyraźny sygnał, że emocjonalność Hindusów, tak różna od naszej, jest zrozumiała. Przetłumaczalna, jak symbole. W pierwszej chwili intensywność uczuć może wydawać się zabójcza. Jeśli pojawia się śmiech to homerycki, jak rozpacz to czarna. Gdy ojciec rodziny grzmi na nieposłuszną żonę, w tle słychać grom. Warto przeczekać kilka minut swoistej aklimatyzacji, bo "Czasem słońce, czasem deszcz" to niecodzienne doświadczenie. Za cenę biletu do kina przenosimy się na 3 godziny w zupełnie inny świat. Gdzie dobre jest dobre (choć nie białe – biały to kolor żałoby), świat jest piękny i spokojny, a bohaterowie żyją długo i szczęśliwie. To nie tylko współczesna baśń, ale też wycieczka do Indii. Egzotyka, feeria barw zachwycają i wzruszają. Film jest kwintesencją bollywoodzkiego kina, w którym królują proste, wzruszające historie, pieśni, przepych oraz aktorzy. Tyle, że nakręcony z o wiele większym rozmachem. Jest jak perła w koronie hinduskiego przemysłu filmowego. W "Czasem słońce…" grają absolutne gwiazdy reprezentujące trzy pokolenia aktorów. W roli rodziców Amitabh Bachchan, wybrany przez brytyjską telewizję BBC aktorem tysiąclecia oraz jego żona Jaya Bhaduri. Starszego brata gra Shah Rukh Khan, gwiazda pierwszej jasności, jakby połączenie Brada Pitta, Jude'a Law, Johnny'ego Deppa i jeszcze kilku hollywoodzkich sław. Jego ukochaną gra Kajol, również kultowa aktorka. Najmłodsze pokolenie reprezentują Hritik Roshan i Kareena Kapoor. O Bollywood można przeczytać właściwie wszędzie. Dwoistość filmu ujawnia się też w jego ocenach – jednym bardzo się nie podoba, drugim przeciwnie. Część widzów, wychodząc z kina, jest zachwyconych i nuci pod nosem motyw przewodni "Kabhi khusi, kabhi gham". Częśc używa słowa-wytrychu "kicz", złorzecząc, że okropny film i nie da się go oglądać. Myślę, że najlepiej wyrobić sobie własną opinię. "Czasem słońce…" to jeden z tych filmów, które warto zobaczyć. Nawet po to, by otarłszy łzy, powiedzieć "Co za kicz!". Więcej o Bollywood oraz o filmie dowiecie się z romowy z Jakubem Duszyńskim, człowiekiem, który sprowadził "Czasem słońce, czasem deszcz" do Polski. Wkrótce na naszych stronach.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Filmy Bollywood były dla mnie czymś w rodzaju czarnej dziury. To znaczy wiedziałem o nich bardzo mało... czytaj więcej
"Czasem słońce, czasem deszcz" to najkosztowniejsza produkcja z Bollywood i zarazem największy przebój... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones