Recenzja filmu

Eldorado (2008)
Bouli Lanners
Bouli Lanners

Eldorado, czyli tam i z powrotem

Para głównych bohaterów wyrusza samochodem w podróż. Najlepiej jeśli będą różni jak ogień i woda, a do wspólnej podróży coś ich zmusi. Na początku działają sobie na nerwy, wybucha kłótnia za
Para głównych bohaterów wyrusza samochodem w podróż. Najlepiej jeśli będą różni jak ogień i woda, a do wspólnej podróży coś ich zmusi. Na początku działają sobie na nerwy, wybucha kłótnia za kłótnią, ale z biegiem czasu (i kilometrów) docierają się jak nowy silnik w wiozącym ich pojeździe, stopniowo ulegając zbawiennej przemianie. Choleryk zmienia się w oazę spokoju, egoista w siostrę miłosierdzia, cham w dżentelmena, zwyrodnialec w łagodnego baranka. Na mecie okazuje się, że była to bardzo ważna podróż, która ich w jakiś sposób wzbogaciła, pozwoliła zrozumieć najprostsze prawdy lub odmieniła ich życie na lepsze. Czy to streszczenie "Rain Mana"? "Thelmy i Louise"? "Kalifornii"? "Swobodnego jeźdźca"? Któregoś z wielu filmów o parze dzielnych policjantów? Nie, to tylko najbardziej typowy schemat filmu drogi, od którego twórcy poszczególnych obrazów usiłują zwykle uciec, modyfikując niektóre elementy. Niestety Bouli Lanners, scenarzysta i reżyser "Eldorado" (grający w nim również główna rolę) postanowił implementować ten schemat w czystej postaci, nie dodając od siebie absolutnie nic. W rezultacie mamy do czynienia z jednym z wielu filmów o – a jakże! – właśnie niczym. Bo przedstawiony na początku tej recenzji szkielet fabularny to trochę za mało, aby wypełnić 1,5 godziny projekcji treścią. Historię podróży przez Belgię dwóch odmieńców: wybuchowego sprzedawcy używanych samochodów Yvana (Bouli Lanners) i młodego narkomana Didiera (Fabrice Adde) – podróży donikąd i po nic – ogląda się jednak z przyjemnością. Obraz broni się humorem i niemalże Monthypythonowską absurdalnością poszczególnych epizodów, a właściwie skeczy – gdyż łącząca je ze sobą fabułka jest czysto pretekstowa. Te epizody/skecze mogłyby wręcz spokojnie funkcjonować jako samodzielne krótkometrażowe etiudy. Są one w większości nieodparcie zabawne (scena z naturystą – bezcenna!), dzięki czemu nijakość głównego wątku zupełnie nie przeszkadza. Film można usytuować gdzieś pomiędzy "Dróżnikiem" a "Hi Way" kabaretu Mumio. Z tym pierwszym kojarzy się powolne tempo narracji, zamierzona refleksyjność, przetykana humorem, i wyraźna sympatia, jaką twórca darzy swoich bohaterów, pomimo że daleko im do ideału. Z komedią naszych czołowych kabareciarzy ma natomiast "Eldorado" wspólną konstrukcję zbioru skeczy powiązanych byle jak prościutką historyjką o podróży samochodem oraz bardzo dobrej próby humor w niektórych epizodach. Oczywiście, podając takie porównania, trzeba tutaj wziąć poprawkę na proporcje, bo oba wspomniane filmy są dużo lepsze w swoich kategoriach. Dzieło Lannersa nie jest ani tak poruszające jak "Dróżnik", ani tak szaleńczo zabawne jak "Hi Way". Ot, pogodna komedyjka obyczajowa, w sam raz aby spędzić miło 1,5 godziny. Warto może na zakończenie wspomnieć, iż niektórzy oceniają ten obraz dużo wyżej. "Eldorado" zostało belgijskim kandydatem do Oscara dla filmu nieanglojęzycznego za 2008 rok, musiało więc być sporym przebojem w rodzinnej Belgii. Film został również dostrzeżony w Cannes gdzie zdobył dwie nagrody: FIPRESCI i Europa Cinema. Obejrzeć warto – to na pewno – ale takie wyróżnienia to moim zdaniem gruba przesada.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones