Recenzja filmu

Hollywood atakuje (2000)
David Mamet
Alec Baldwin
Charles Durning

Marsjanie to pestka

Ratuj się kto może! - do niewielkiej mieściny Waterford w stanie Vermont przyjechali filmowcy z Hollywood, by nakręcić wysokobudżetowy film pt. <b>"Stary młyn"</b>. Senna atmosfera miasteczka
Ratuj się kto może! - do niewielkiej mieściny Waterford w stanie Vermont przyjechali filmowcy z Hollywood, by nakręcić wysokobudżetowy film pt. "Stary młyn". Senna atmosfera miasteczka zostaje bezpardonowo zburzona, a życie jego mieszkańców wywrócone do góry nogami. Żona burmistrza decyduje się na kapitalny remont domu, by podjąć gości kolacją, farmerzy przerzucają się z lektury magazynów rolniczych na "Variety", jedyny hotel w mieście zostaje zaanektowany przez ekipę, a kobiety zakochują się w filmowcach. Czy należy już ogłaszać stan klęski żywiołowej? Reżyser i scenarzysta David Mamet, znany z przewrotnych i mrocznych obrazów ("Dom gry", "Hiszpański więzień"), tym razem proponuje nam lekką, błyskotliwą komedię o stosunkach panujących w filmowym świecie. Naładowana ironią, pełna szybkich, zabawnych dialogów przez cały czas trzyma w napięciu - bowiem zrobienie filmu w warunkach, w jakich znalazła się ekipa, wydaje się niewykonalne. Na pierwszy rzut oka w Waterford znajduje się wszystko, co tylko może być potrzebne: naturalne plenery, tania siła robocza, a przede wszystkim autentyczny młyn (nie trzeba budować dekoracji!!!). Niestety, szybko okazuje się, że wśród prostodusznych obywateli znajduje się lokalny polityk, który co prawda od lat nie potrafi załatać dziury w głównej ulicy, ale znajdzie mnóstwo energii, by oskubać filmowców. Również plenery, mimo że stanowią martwą naturę, potrafią utrudnić pracę - choćby zabytkowy witraż w oknie remizy, który uniemożliwia efektowne ujęcie. Zaś główna atrakcja turystyczna, stary młyn... istnieje jedynie w prospektach reklamowych, gdyż spłonął w 1960 roku i nigdy nie został odbudowany. Jak zatem nakręcić "Stary młyn" bez młyna? Być może najlepszym rozwiązaniem będzie zmiana tytułu filmu. Obraz Mameta łączy wiele wątków prowadzonych równocześnie. Główną postacią jest dramaturg Joseph Turner White (grany przez Philipa Seymoura Hoffmana - "Happiness", "U progu sławy"), który stawia pierwsze kroki jako scenarzysta i z przerażeniem poznaje zasady rządzące filmowym biznesem. Pisze o wzniosłych sprawach - prawości i czystości, lecz kiedy sam zostanie postawiony przed wyborem: prawda lub kariera, będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. W nieustannym stresie żyje filmowy reżyser, świetnie grany przez Williama H. Macy`ego ("Fargo"). Musi zapanować nad niesforną ekipą, dogadać się z burmistrzem, zaspokoić wymagania swych gwiazd i nie dostać przy tym kociokwiku, bo reżyserowi nie wolno. Wspomaga go bezwzględny producent (David Paymer) oraz cały sztab asystentów, jednak czy to wystarczy, gdy zagrożenie pojawia się ze wszystkich stron naraz? Największe trudności sprawiają bowiem nie kwestie techniczne, lecz rozkapryszone gwiazdy "Starego młyna". Bob Barrenger (grany przez Aleca Baldwina) ma słabość do nieletnich dziewcząt; przez skandal z jego udziałem ekipa musiała uciekać z poprzedniego miejsca zdjęć, zostawiając wybudowane już dekoracje. Ale - jak twierdzi - "każdy musi mieć jakieś hobby", więc i w nowym miejscu bierze na celownik młodziutką kelnerkę (Julia Stiles - "Tam gdzie ty"). Z kolei główna aktorka kręconego filmu, Claire Wellesley (Sarah Jessica Parker) to rozkapryszona słodka idiotka, która nie potrafi własnymi słowami wyrazić najprostszych myśli. Również ona wbija reżyserowi nóż w plecy - mimo że jej kontrakt opiewa na trzy miliony dolarów, nie godzi się zdjąć przed kamerą bluzki i pokazać piersi. Twierdzi, iż jest na to zbyt wrażliwa i utalentowana, jednak gdyby gaża wzrosła o osiemset tysięcy... Żeby było śmieszniej, prywatnie zachowuje się jak nimfomanka, a cała ekipa mogłaby "narysować jej cycki z pamięci". Kolejny autotematyczny film trafia na ekrany naszych kin. Filmowcy uwielbiają opisywać samych siebie, a widzowie są ciekawi, jak ten przemysł wygląda od kuchni, więc z pewnością nie jest to ostatnia produkcja tego typu. Inna sprawa, czy to, co widzimy, odpowiada prawdzie. Jednak niezależnie od wiarygodności przedstawionych realiów, warto polecić wizytę w kinie, choćby dla czystej rozrywki. Gra aktorów; zabawne, czasem absurdalne sytuacje oraz błyskotliwe dialogi - wszystko tutaj zostało świetnie dopracowane. W dodatku, ten pozornie błahy film dostarcza nam ciekawych obserwacji. Początkowo ze zderzenia dwóch światów: spokojnego, sennego miasteczka i nerwowego, czasem wręcz brutalnego przemysłu filmowego, łatwo wysnuć jednoznaczne wnioski. Później jednak okazuje się, że ani mieszkańcy nie są tacy poczciwi, ani filmowcy tacy źli - w końcu nie tylko dostarczają milionom ludzi rozrywki, ale przekazują też pozytywne, o dziwo!, wzorce. Na osobne słowa uznania zasługuje muzyka autorstwa Theodore`a Shapiro. Z początku spokojna i pogodna, później coraz bardziej nerwowa, przypomina nieco kompozycje zespołu Supertramp. Nadaje filmowi niesamowity klimat i rozbrzmiewa prawie cały czas - cichnie tylko wówczas, gdy z ust aktorów padają wyjątkowo ważne kwestie. W napisach końcowych twórcy informują, iż podczas kręcenia filmu ranne zostały jedynie dwa zwierzęta. To doprawdy duże osiągnięcie, zważywszy fakt, iż występuje w nim tylko j e d e n dalmatyńczyk.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
<b>"<a href="fbinfo.xml?aa=9768" class="text">Hollywood atakuje</a>"</b> komedia <a... czytaj więcej
Agnieszka Majewska

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones