Recenzja filmu

Mama ma sto lat (1979)
Carlos Saura
Norman Briski
Fernando Fernán Gómez

Wszyscy mają się dobrze

Geraldine Chaplin ponownie wciela się w postać kruczowłosej Any, ale bynajmniej nie tej, którą poznaliśmy w "Ana y los lobos". Ana z 1979 roku, po latach, przyjeżdża wraz z mężem (Norman Briski)
Po obejrzeniu "Anny i wilków", chyba jedyne co odczuwa widz to szok. Towarzyszący mu psychiczny dyskomfort, wywołany ostatnim ujęciem, wieńczącym brutalną codę filmu Carlosa Saury (której oczywiście nijak nie wypada zdradzać), sprawia że chce on uciec od tej historii jak najdalej. By już nigdy nie przekroczyć progu domu, który stał się w tym dziele siedliskiem zła. Nie przypuszcza nawet że pojawi się tam jeszcze raz, w zupełnie innym obrazie. Saura wprowadza widza do pozornie tego samego budynku, do tych samych przedmiotów i ludzi- przez te same drzwi. Jednak otwierające się na coś zupełnie innego.

Geraldine Chaplin ponownie wciela się w postać kruczowłosej Any, ale bynajmniej nie tej, którą poznaliśmy w "Ana y los lobos". Ana z 1979 roku, po latach, przyjeżdża wraz z mężem (Norman Briski) do swego rodzinnego domu by, wraz z bliskimi, świętować setne urodziny matki (w tej roli doskonała Rafaela Aparicio). Schorowana staruszka, pomimo że niemal nie wstaje z łóżka, bezpardonowo rządzi rodziną, rozstawiając domowników po kątach. W Anie odżywają tysiące wspomnień... Ale radość ze wspólnego przygotowania do urodzin szybko zostaje zniweczona przez wewnętrzne konflikty. Młodsza siostra Any (zmysłowa Amparo Munoz) bezczelnie uwodzi jej męża. Szwagierka (Charo Soriano), bezskutecznie próbuje zapanować nad krnąbrnymi dziećmi. Na dodatek seniorce rodu nie dane jest cieszyć się z własnego święta - dręczą ją nocne koszmary i ataki nieznanej widzowi choroby. Wciąż powtarza także, że ktoś z rodziny chce ją otruć i sprzeniewierzyć majątek - nawołuje swoich ukochanych synów (marnotrawnych), których to nieobecność przyprawia ją o jeszcze więcej zmartwień.

Brzmi jak zarys fabuły nieco ambitniejszej telenoweli? Nic podobnego. Saura od początku przekonuje, że w tym przedstawieniu nikt nie gra roli przypadkowej. Jak zwykle w jego filmach, z każdego kąta spogląda na nas inteligentna symbolika. Mamy tu szereg nawiązań i aluzji - historycznych, politycznych i społecznych. Mama nakręcona bowiem w 1979 roku, czyli cztery lata po śmierci i końcu rządów generała Franco, wyraża nie tylko radość z tej nowej Hiszpanii, ale też i niepokoje związane z nadchodzącą przyszłością. Ana po latach rozłąki, wraca do ukochanego domu (symbolizującego Ojczyznę), gdzie nie ma już niegodziwych braci, przedstawionych w Anie i wilkach w trzech świętościach reżimu Franco - w wojsku, kościele i rodzinie. Pozostał tylko drugi z nich - Fernando (Fernando Fernan Gomez), który nie mieszka już w skalnej grocie, ale chce nauczyć się latać. Małomówny, przygaszony, wpatrzony w Anę niczym wierny pies (do którego jest nawet nieco podobny). Ana niedługo może się jednak cieszyć z "wolnego" domu, z ukochanej rodziny - czekają na nią nowe, wspomniane już konflikty, a także... pułapki. Ostrzeżona przez szwagierkę, cudem nie wpada we wnyki, skryte gdzieś w krzewach koło domu - zasadzkę kłusownika, zastawioną... no właśnie, czyżby na wilki? Spójrzmy jak Saura bezbłędnie manipuluje postaciami i symbolami, łącząc elementy z obu filmów, które pozornie wydają się nie do scalenia.

Do całej tej historii, twórca "Nakarmić kruki" dodaje jeszcze porcję charakterystycznego dla siebie poczucia humoru (sceny z kołdrą, przeciekającym butem i "lubieżnym strojem") oraz wybornego surrealizmu. W kilku scenach, akcja dosłownie zatrzymuje się w pół słowa, a do pokoju (lub innego miejsca, gdzie przebywają bohaterowie) wdziera się przeraźliwy wiatr, przewracający wszystko wokoło.. (Czyżby wind of change?) Pojawiające się po nim stwierdzenia czy też postaci (zaskakujące pojawienie się kolejnego z braci, chyba najważniejszego dla samego Saury) sprawiają, że widz nie wie co tak naprawdę jest jawą, a co groteskowym snem... Na uwagę zasługują także fenomenalna, plastyczna scenografia, zdjęcia i muzyka, podobna do tej, wybrzmiewającej w "Annie i wilkach".

Na tych urodzinach nie sposób się nudzić! "Mama ma sto lat" to inteligentne, rasowe kino z bogatą symboliką, będące także syntezą kilku filmowych gatunków. Carlos Saura ukazuje nam tu wszystko, co dla niego najważniejsze. Od meandrów historii aż do aspektów rodzinnych, indywidualnych (w niejednym z członków tej dziwnej familii można znaleźć coś wspólnego - z własnymi bliskimi lub samym sobą!). Lata 70. przyniosły Saurze jedne z największych dzieł, zarówno w historii kina Hiszpanii, jak i światowego, a co za tym idzie, największy rozgłos. Omawiany tu film z końca tej dekady, jest jednym z najbardziej oryginalnych i najbardziej udanych przedsięwzięć w dorobku hiszpańskiego wizjonera. I pomimo że w późniejszych latach, niestety odchodzi on od tego wyjątkowego kina "moralnych niepokojów", to za jego wcześniejsze osiągnięcia należą mu się wielkie, wielkie brawa.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones