Recenzja filmu

Masz na imię Justine (2005)
Franco de Pena
Anna Cieślak
Arno Frisch

Kronika pewnego porwania

Wenezuelczyk <a href="http://www.filmweb.pl/Franco,de,Pena,%28I%29,filmografia,Person,id=180337" class="n">Franco de Pena</a>, absolwent łódzkiej Filmówki, mieszka w Polsce od wielu lat i jak
Wenezuelczyk Franco de Pena, absolwent łódzkiej Filmówki, mieszka w Polsce od wielu lat i jak zaznacza, do tej pory konsekwentnie realizował na zmianę jeden film w Polsce i jeden w Wenezueli. Jego dramat "Masz na imię Justine", porównywany często do "Lilja 4 ever" Lucasa Moodyssona był podczas tegorocznego festiwalu w Gdyni długo oklaskiwany przez publiczność, a grająca główną rolę Anna Cieślak otrzymała nagrodę za najlepszy debiut. Trudny i ważny społecznie temat, jaki zdecydował się podjąć reżyser, trafia do wyobraźni. Warto pokazywać ten film choćby ku przestrodze. Reżyser przez wiele lat zgłębiał temat handlu ludźmi, stąd też "Masz na imię Justine" jest bardziej opisem procesu zniewolenia niż opowieścią o prostytucji. Na historię Marioli złożyły się losy sześciu dziewcząt. Dwie z nich poznał osobiście, pozostałe tragedie zaczerpnął z opowiadań i literatury. Choć Franco de Pena podkreśla, że pracę nad projektem rozpoczął 8 lat wcześniej, zatem filmem Moodyssona inspirować się nie mógł, trudno jednak nie dostrzec podobieństw. W obu przypadkach bohaterką filmu jest dziewczyna, która zostaje sprzedana i zmuszona do prostytucji. Mariola z filmu De Penii to wychowywana przez babcię dziewczyna z małego miasteczka. Jej życie nie układa się różowo, praca, nawet jeśli jest, nie przynosi satysfakcji. Mariola marzy o lepszej przyszłości. Wtedy pojawia się Artur, atrakcyjny kolega z dawnych lat. Oboje w tajemnicy przed babcią postanawiają wyjechać na zagraniczne wakacje. Niczego nieświadoma dziewczyna zostaje w Niemczech sprzedana do pracy jako prostytutka. De Pena nie skupia się na analizie kondycji społecznej i przyczynach, które sprawiają, że młode kobiety znajdują się w takiej a nie innej sytuacji, a raczej na relacji kat - ofiara, pokazując proces prania mózgu, upokarzania i tortur jaki musi przejść dziewczyna zanim będzie gotowa "do pracy". Justine to jej nowe imię, od tej chwili musi zapomnieć, że kiedykolwiek istniała Mariola. Dobrze budowana, sugestywna atmosfera filmu, którą tworzą klaustrofobiczne, mroczne wnętrza daje całej historii odpowiednią oprawę. "Starałem się nie pójść krok za daleko" - mówił de Pena podczas konferencji prasowej w Gdyni. Choć w filmie unikał przesadnej drastyczności, to sceny z udziałem dziewczyny i jej oprawców bez wątpienia zaliczyć można do "mocnych". I nie o samą przemoc tu chodzi, a raczej o przesadną miejscami dosłowność. "Masz na imię Justine" broni się mimo to nieźle i wart jest obejrzenia, szkoda tylko, że reżyser nie zdecydował konsekwentnie trzymać się narzuconej na początku surowości w opowiadaniu i prezentowaniu postaci. Niepotrzebnie pełna napięcia rodem z thrillera historia zamienia się w pewnym momencie w łzawą opowiastkę. Nawet listy do babci czytane z offu, które przez cały czas trwania filmu nie przeszkadzają, pod koniec brzmią jak niepotrzebny dodatek.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Franco De Pena w filmie "Masz na imię Justine" podjął się niełatwej do zobrazowania historii. Jak pokazać... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones