Recenzja filmu

Mężczyzna w ścianie (2015)
Evgeny Ruman
Tamar Alkan
Gilad Kahana

A może jednak ściana w człowieku?

"The Man in the Wall" ma wszelkie zadatki na wysokiej jakości thriller, ale twórcy nie udźwignęli ciężaru, który pokonał już wielu - z szalenie ciekawego pomysłu nie potrafili wycisnąć równie
UWAGA, SPOILERY! TA RECENZJA ZAWIERA TREŚCI ZDRADZAJĄCE FABUŁĘ.

Przed oglądnięciem po raz pierwszy "The Man in the Wall" nie spojrzałem na obsadę tego filmu i... bardzo dobrze zrobiłem, bo popsułoby mi to odbiór tego obrazu. Trzeba na wstępie zaznaczyć jasno: ten film jest takim thrillerem jakim "Wywiad z wampirem" jest horrorem. Na pewno bliżej mu do takiego gatunku niż jakiegokolwiek innego, ale na tle choćby filmów Hitchcocka czy Polańskiego z lat 60. i 70., to można sobie zadać pytanie: czy dzisiejsze łatki gatunkowe nie są aby zbyt eklektyczne? "The Man in the Wall" ma wszelkie zadatki na wysokiej jakości thriller, ale twórcy nie udźwignęli ciężaru, który pokonał już wielu - z szalenie ciekawego pomysłu nie potrafili wycisnąć równie interesującego finału.

Pochodzący z dawnego ZSRR reżyser Evgeny Ruman dotychczas nie odznaczył się jakąś błyskotliwą karierą. Ja, jako fascynat kina izraelskiego, z dużym przebiegiem na liczniku oglądniętych produkcji z tego nieco egzotycznego filmowo kierunku, nigdy się z tym nazwiskiem wcześniej nie spotkałem. Duża część obsady "The Man in the Wall", to także mniejsi bądź więksi debiutanci. Największą gwiazdą jest grający Ramiego - tytułowego człowieka w ścianie - Gilad Kahana, znany polskiej publiczności z najnowszej adaptacji "Opowieści o miłości i mroku" Amosa Oza, wyreżyserowanej przez Natalie Portman. Gdzieś w tle mignie nam Yoav Donat - jeden z "izraelskich Czterech Pancernych", czyli Shmulik w "Libanie". Polscy widzowie mogą kojarzyć jeszcze jednego aktora, Shlomiego Avrahama, który skradł serca publiczności jako Papi w genialnym "Przyjeżdża orkiestra" (pamiętna scena z nauką podrywu na dyskotece). Taki zestaw solidnych aktorów drugiego planu jest przeciwwagą dla grającej główną rolę Tamar Alkan, która dotychczas zagrała w kilku produkcjach, w tym w większości krótkometrażowych. Ten zabieg castingowy wygląda na zamierzony i - co pokazuje film - jest w pełni udany.

Grana przez Tamar Alkan Shir czeka na męża, który wyszedł z psem na spacer. Pies wraca, ale... z sąsiadem, który znalazł go błąkającego się pod domem. Rami, mąż Shir nie odbiera telefonów, nie zostawił żadnej notatki, a koledzy i znajomi małżeństwa także nic nie wiedzą. Kobieta wpada w panikę, wzywa policję; dowiaduje się, że mąż ma wiele sekretów. Strach zastąpiony zostaje chęcią zemsty na nieobecnym mężu za to czego doświadczyła. I gdy emocje te sięgają u kobiety zenitu, wtedy następuje niespodziewany twist... Film miał bardzo ciekawy pomysł, którego klimat niepokoju oraz finał zostały pogrzebane banałami. Po bardzo dobrej pierwszej części filmu, gdy atmosfera gęstnieje jak liczba pytań pozostawionych tu bez odpowiedzi, następuje coś na wzór interludium - Shir puszcza płytę z piosenką "The Man in the Wall" (po hebrajsku "Haish Shebakir"). Coś, co miało pewnie na celu rozluźnienie złowieszczej atmosfery i przygotowanie na dalsze problemy, zarówno bohaterkę jak i widzów, okazało się akurat strzałem w stopę. Nie mając nic do piosenki, miałem wrażenie, że scena ta była trochę za długa, przez co sporo odebrała filmowi jako dreszczowcowi. W dodatku, nie posunęła akcji ani na moment do przodu, a mogła gdyby Shir zastanowiła się nad słowami piosenki i tym dlaczego wybrała akurat tę płytę. Jeśli ktoś jednak wierzył jeszcze, że ten film obroni się jako thriller i że Shir być może walczy z psychozą, to pojawienie się Ramiego i jego odpowiedzi na wszystko zniweczyły nasze oczekiwania. Teraz zamiast napięcia i strachu przywołującego "Lokatora" Polańskiego, na co mieliśmy prawo mieć nadzieję, mamy melodramat bliski filmografii nieodżałowanej Ronit Elkabetz

"The Man in the Wall" jest dobrym filmem, ba - nawet bardzo dobrym, ale problem z nim jest taki, że jest w tym samym zestawieniu gatunkowym, co "Siedem", "Ptaki" czy wspomniany już "Lokator" i jako thriller wypada średnio. Jest też zbyt surowy i nieco teatralny jak na film traktujący o emocjach. Jak zwykle w przypadku hybryd, twórcy ryzykują, że nie trafią ani do fanów jednego gatunku, ani do drugiego. Zabieg stylistyczny był odważny, jednak efekt nie w pełni zadowalający. Zdecydowanie filmowi pomaga kameralność i to, że nie ma scen poza mieszkaniem czy widokiem z jego okien, co stworzyło nieco schizofreniczny odbiór, lecz choć film sugeruje nam, że bohaterem jest człowiek w ścianie i że ma to być niepokojące, to nie sposób uciec od wrażenia, że tak naprawdę bohaterem jest ściana w człowieku, ściana tłumiąca emocje swoje wobec najbliższych i emocje najbliższych wobec siebie. Brak rozmowy, dojrzałości, która nie doprowadziłaby do tak absurdalnej historii jaka ma miejsce w tym filmie. Bariera ta wprowadziła małżeństwo w aurę podejrzliwości, spisków i paniki. Sądzę, że w jakiś sposób reżyser zabawił się tym tytułem z odbiorcami. Ścian jest tu więcej i więcej jest ludzi w nich uwięzionych. I przede wszystkim dlatego, mimo wielu przywar, film jest dobrym, pozytywnie wyczerpującym doświadczeniem. Rozpalił oczekiwania i teraz od widza zależy, czy zostaną one spełnione. Moim zdaniem tak, ale tylko wtedy, gdy nie będziemy się sugerowali gatunkiem przypisanym temu obrazowi.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones