Recenzja filmu

Ostatnia piosenka (2010)
Julie Anne Robinson
Miley Cyrus
Liam Hemsworth

Łabędzi śpiew

Na plus filmu działa przede wszystkim przyzwoita praca kamery, która w kilku ujęciach oddaje piękno otoczenia oraz muzyka przynosząca chwilę oddechu i ukojenia między dramatycznymi wątkami,
Nicholas Sparks to persona, której fanom melodramatów przedstawiać nie trzeba. Zwłaszcza jeśli idzie o napisane książki, z których wiele doczekało się, mniej lub bardziej udanych, ekranizacji. To, co działało na początku, dziś w moim mniemaniu jest jedynie odcinaniem kuponów, gdyż historia zawarta w "Ostatniej piosence" w zasadzie niewiele różni się od poprzednich - kolejna tajemnica z przeszłości, połączona z uczuciem okupionym cierpieniem - nihil novi.

Ronnie (Miley Cyrus) poznajemy jako nastoletnią buntowniczkę, która pokłady swojej nienawiści do świata, wylewa przede wszystkim na ojca (Greg Kinnear), który przed kilkoma laty opuścił swoją rodzinę, co poskutkowało porzuceniem przez dziewczynę pasji do gry na pianinie, co staje się w pewnym momencie osią filmu. Podczas przymusowych odwiedzin w jego domku przy plaży dziewczyna nie stroni od niemiłych uwag czynionych w stronę rodzica, a całymi dniami szuka rozrywki poza domem, głównie w towarzystwie osób o podobnym nastawieniu do świata.


Po małym wypadku przy boisku do siatkówki plażowej, dziewczyna staje się obiektem zainteresowania Willa (Liam Hemsworth) - chłopaka z dobrego domu, za którym wlecze się mroczny sekret z przeszłości. Nienawidząca świata Ronnie okazuje się mieć nadzwyczaj duże pokłady miłości do zwierząt, w związku z czym noce spędza na ochronie gniazd żółwi morskich przed agresywnym szopem praczem, w czym pomaga jej Will, który okazuje się być wolontariuszem miejskiego oceanarium. Między nastolatkami powoli zaczyna rodzić się uczucie, które stanowi podstawę ich wewnętrznej przemiany.


Problemem tego filmu jest przede wszystkim brak decyzji, w którą stronę chce zmierzać. Reżyserka Julie Anne Robinson w mało zręczny sposób próbuje połączyć dramat z komedią, nastoletnim romansem i odczuciem porzucenia, przez co całość pozbawiona jest wyrazu czy pazura, nierzadko będąc do bólu przewidywalna, a słabo nakreślone postaci sprawiają, iż raczej nie pałamy do nich pokładami empatii.

Innym mankamentem jest z pewnością aktorstwo, które w filmie rzadko kiedy daje radę być chociaż przeciętne. Całość ratuje z pewnością Bobby Coleman odgrywający rolę brata Ronnie. Częściowo pomaga mu w tym Greg Kinnear, jednakże oprócz nich w filmie nikt nawet nie sili się na próbę wykrzesania z siebie czegoś więcej, z Miley Cyrus na czele. Nagroda Teen Choice za przełomową rolę męską dla Liama Hemswortha wydaje mi się być zdecydowanie na wyrost, chociaż z pewnością był mniej denerwujący niż jego ekranowa partnerka.

Na plus filmu działa przede wszystkim przyzwoita praca kamery, która w kilku ujęciach oddaje piękno otoczenia oraz muzyka przynosząca chwilę oddechu i ukojenia między dramatycznymi wątkami, chociaż w ostatecznym rozrachunku "Ostatnia piosenka" to nic więcej niż mało skomplikowany dramat, skierowany głównie do nastolatków, w którym dorosły widz raczej nie ma czego szukać.
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Przyznam szczerze, że po tym jak media uprzedzają w pewnym sensie do gwiazdek Disneya, miałem mieszane... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones