Recenzja filmu

Pewnego razu na Dzikim Zachodzie (1968)
Sergio Leone
Charles Bronson
Henry Fonda

Kiedy nadejdzie czas na ciebie... módl się, żeby to był ktoś kto umie strzelać

Jakiż inny tekst lepiej się nadaje do wyrzucenia z siebie wazeliniarskiej litanii ku postaci największego reżysera wszech czasów, jak nie recenzja poświęcona jego najlepszemu filmowi? Sergio
Jakiż inny tekst lepiej się nadaje do wyrzucenia z siebie wazeliniarskiej litanii ku postaci największego reżysera wszech czasów, jak nie recenzja poświęcona jego najlepszemu filmowi? Sergio Leone – mistrz przebijający w moim prywatnym rankingu wszystkich innych, z Kurosawą, Chaplinem i Hasem włącznie. Człowiek, którego wolna narracja po prostu mnie oczarowała. To on spowodował, że polubiłem westerny nie tylko w jej mutacji: spaghetti, ale i te klasyczne obrazy od Johna Forda czy Howarda Hawksa. To wraz z Jego kinem dotarło do mnie, że nie trzeba masy dialogów, kosmicznych efektów i nie wiadomo czego, by stworzyć obraz wciągający i mocny, który będzie się wspominać bardzo długo... Ale wielki Sergio wcale tego filmu nie chciał; miał zamiar skończyć z westernami i zająć się "Dawno temu w Ameryce". Amerykańskie wytwórnie wymusiły jednak na nim stworzenie jeszcze jednego westernu, co zaowocowało nowym konceptem: kolejną, po "dolarowej" trylogią - a wyrośnie z niej nie byle co, bo najlepszy i najgorszy film wielkiego Włocha. "Pewnego razu na Dzikim Zachodzie" miało stanowić początek dla 3 historycznych momentów, które utworzyły Amerykę. A zaczyna od budowy kolei... Fabuła? Trzech typów czeka na stacji. Kim są? Na kogo czekają? Nie wiadomo. Widz nie dowie się tego aż do końca filmu. Pozostaje mu czekać... I czeka... Czekają razem: oglądający i tych trzech typów. Mucha. Krople wody cieknące z dachu. Wiatrak. Szum wiatru. Niecierpliwe spojrzenia. W końcu nadjeżdża pociąg. Nikt nie wysiada. Gdy oczekujący zaczynają już wracać, ciszę przerywa dźwięk harmonijki.... Dalsze opisywanie tej historii byłoby wielce niestosowne; raz, że każde najdrobniejsze zdradzenie niuansów tej opowieści będzie się równać odebraniem widzowi przyjemności jej samodzielnego odkrywania i smakowania każdego detalu. A dwa, że tak naprawdę tego zdradzania nie jest aż tyle... Cały film jest jednocześnie mocno wydłużony i skoncentrowany – ma się wrażenie, że ujęcia trwają wręcz w nieskończoność, a jednak nie powodują znużenia... Każdy kadr w tym filmie jest przesiąknięty perfekcją, nie ma tu nawet jednej sekundy, jednego zbędnego słowa: czuć, że reżyser wiedział, czego chce. I to osiągnął. No, oczywiście nie sam. Mistrz, nie mistrz, Sergio Leone to nie orkiestra. Wydatnie pomógł mu tu Ennio Morricone, tworząc chyba najgenialniejszą stronę muzyczną filmu, jaką udało mi się usłyszeć. Po prostu wszystko jest ze sobą pięknie zgrane: Cheyenne popycha lampę ku Harmonijce, ukazując jego twarz: muzyka – miodzio. Kamera podnosi się, by ogarnąć kadrem miasteczko: muzyka – cudo. A motyw z harmonijki będzie mi się śnić po nocach. Jak już wspomniałem we wstępie, nie jest to klasyczny western, tylko jego odmiana: spaghetti-western. Nad wszystkimi różnicami między nim a klasycznym westernem nie będę się rozpisywać, ale o jednym muszę wspomnieć. O postaciach. Jak wiadomo, w spaghetti nie spotka się ludzi prawych do końca, w białym kapeluszu i takowych spodniach, z uśmiechem na wygolonej buzi. Tu wszyscy są spoceni, brudni, zarośnięci, smętni, ponurzy. Wydatnie pomagają tutaj aktorzy: Henry Fonda, który tworzy jedyną "czarną" kreację w swojej karierze. Charles Bronson, którego stalowa twarz idealnie pasuje do roli Harmonijki. Nie można również zapomnieć o Claudii Cardinale która, łamiąc wszelkie westernowe schematy, zostaje główną bohaterką tej opowieści... Czy o czymś powinienem jeszcze napisać? Jutro pewnie obudzę się ze świadomością, że o czymś zapomniałem. Jednak w wypadku tego filmu nie można pisać o wszystkim, powtarzając się: widz musi sam odkryć ten film. O minusach nie ma nawet co wspominać, bo ten film ich nie posiada. Niektórych może odstraszyć czas projekcji, inni stwierdzą "nudny". Ale... Sergio Leone kręcąc ten film, stworzył autentyczne mistrzostwo świata, które czaruje mnie od pierwszej do ostatniej minuty.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy Sergio Leone przyszedł prosić szefów studia Paramount o pieniądze na swój nowy projekt, usłyszał:... czytaj więcej
Sergio Leone, jeden z najwybitniejszych twórców westernów, gdy pod koniec lat sześćdziesiątych udał się... czytaj więcej
Sergio Leone to prawdziwy geniusz. Bardzo rzadko zdarza się, aby kontynuacja filmu była lepsza od... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones