Recenzja filmu

Predator (2018)
Shane Black
Leszek Zduń
Boyd Holbrook
Trevante Rhodes

Kolejna profanacja kultowej serii…

Z przykrością zmuszony jestem powiadomić wszystkich wiernych Czytelników, iż nowy "Predator" stanowi wręcz obrazę dla każdego miłośnika cyklu. Najdziwniejszy w tym wszystkim jest fakt, że za
Nostalgiczny powrót do znanego, szanowanego i dawno nieodkurzanego cyklu powinien być prawdziwą gratką dla każdego zagorzałego fana danego uniwersum. Niestety, obecnie masowo produkowane sequele zasłużonych tytułów coraz bardziej rozczarowują. Twórcy kontynuacji mają najwyraźniej w głębokim poważaniu nierzadko osobisty stosunek rzeszy wielbicieli do cenionych pierwowzorów. Opisywanej wyżej klątwie nie oparł się "Terminator", również i "Obcy" otrzymał mizerny dalszy ciąg historii niegodny pierwszych odsłon serii. Z przykrością zmuszony jestem powiadomić wszystkich wiernych Czytelników, iż nowy "Predator" nie tylko nie dorasta do pięt filmom ze Schwarzeneggerem i Gloverem, ale stanowi wręcz obrazę dla każdego szanującego się kinomana. Najdziwniejszy w tym wszystkim jest fakt, że za kamerą obrazu stanął nie kto inny, jak Pan Shane Black, doświadczony scenarzysta mający na koncie skrypty do wielu rewelacyjnych "sensacyjniaków". Najwyraźniej albo naciski wytwórni zrobiły swoje albo zwyczajnie twórca zatracił pazur z najlepszych lat. Tak czy inaczej, jedno jest pewne – nowy "Predator" to pozycja, którą należy omijać szerokim łukiem.




Quinn McKenna (Boyd Holbrook) to doświadczony snajper, którego celne oko i umiejętności strzeleckie nierzadko decydowały o powodzeniu misji. Podczas jednej z militarnych akcji, żołnierz jest świadkiem katastrofy niezidentyfikowanego obiektu latającego. Po bliższych oględzinach okazuje się, iż kraksie uległ statek obcych, którego pilot jest kosmicznym łowcą uzbrojonym w najnowszą technologię. Na szczęście McKennie udaje się ujść z życiem z nierównego starcia, co więcej, snajper zabiera ze sobą wyposażenie myśliwego jako dowód spotkania ze stworem. Niestety dla ludzkości, nieoczekiwane przybycie Predatora to dopiero początek problemów… W innej części miasteczka, w czeluściach laboratorium wojskowego, przetrzymywany jest zmodyfikowany genetycznie przedstawiciel wspomnianego obcego gatunku. Jak można się domyślić, trzymanie pod kloszem zwalistego potwora niesie za sobą ogromne ryzyko niezależnie od przedsięwziętych środków ostrożności. Koniec końców McKenna, wraz z przypadkowo poznaną grupą niestabilnych psychicznie więźniów, zmuszony będzie stawić czoła groźnemu drapieżcy...




Jak głosi chwytliwe motto serii "Obcy kontra Predator", "ktokolwiek wygra, my przegramy". Wspomniany slogan można idealnie przełożyć na sytuację z nowym dziełem Pana Shane’a Blacka, bowiem niezależnie od rezultatu potyczki ukazanej na ekranie, porażkę poniosą właśnie Bogu ducha winni widzowie. Gwoli ścisłości, liczne sygnały ostrzegawcze świadczące na niekorzyść projektu pojawiły się na długo przed ukończeniem zdjęć. A to obsada zebrała cięgi za małą wyrazistość, a to migawki z planu przypominały kino familijne, w końcu i zwiastuny sugerowały bardziej wariację na temat "Goonies" niźli godnego kontynuatora pierwszego filmu. Mimo wszystko niżej podpisany, jak zapewne i wielu innych odbiorców, postanowił udzielić Panu Blackowi sporego kredytu zaufania. Stwierdzę krótko i dyplomatycznie: gdyby wszystkie banki dawały takie pożyczki bez pokrycia, to gospodarka już dawno ległaby w gruzach. "Predator" to bowiem kpina z intelektu widza zostająca w tyle nawet za mizernym "Obcy kontra Predator 2".




W latach 80. i 90. Pan Black najwyraźniej miał długą i owocną zwyżkę formy. Sprawnie napisane skrypty do "Zabójczej broni", "Ostatniego skauta" czy mocno niedocenianego "Bohatera ostatniej akcji" to prawdziwe perełki w swoich gatunkach. Co ciekawe, wraz z nadejściem nowego milenium scenarzysta wyraźnie zwolnił tempo, serwując kinomanom takie pozycje jak "Kiss Kiss Bang Bang" czy "Nice Guys Równi goście". Te dwa ostatnie tytuły mają ze sobą wiele wspólnego, gdyż obie produkcje cierpią na dokładnie te same wady. Z jednej strony chemia między bohaterami przypomina odrobinę filmy "buddy movie" z poprzednich dekad, z drugiej jednak przekombinowana intryga nie pozwala do końca zanurzyć się w opowieści snutej przez Pana Blacka. Nie bez kozery wspomniałem o pozycjach z 2005 i 2016 r., gdyż pod względem klimatu "Predator" to, wypisz, wymaluj, duchowy spadkobierca ww. produkcji.




Sam początek filmu nie zwiastuje tragedii, jakiej wraz z kolejnymi minutami seansu ma doświadczyć publiczność. Pierwsza sekwencja akcji trzyma w napięciu, ma odpowiedni ładunek brutalności i oferuje pierwsze spotkanie z ikonicznym łowcą. Niestety, z niewiadomych przyczyn dalsza część fabuły wkracza na tory produkcji quasi-familijnej, skupiając się na postaci autystycznego dziecka wchodzącego przypadkowo w posiadanie ekwipunku kosmicznego stwora. Dość napisać, iż film rozgrywa się podczas święta Halloween i pocieszny bohater, niczym nieletni protagonista w "E.T.", paraduje wesoło w masce Predatora po osiedlu. Nawet gdy historia powraca do mroczniejszych klimatów, Pan Black z bliżej nieokreślonych pobudek umieszcza niemalże w każdej pojedynczej scenie w założeniu śmieszne wymiany zdań między członkami nowo uformowanej grupy. Efekt jest taki, że zamiast dramatycznego starcia z nieznanym, uzbrojonym po zęby potworem o sile dziesięciu chłopa mamy ekipę komików co rusz robiących sobie wzajemne docinki. Czy w dzisiejszych czasach naprawdę nie można już zrobić filmu, który od początku do końca trzymałby się poważnej konwencji? W miejsce twardych jak skała żołnierzy otrzymaliśmy bandę pożałowania godnych wariatów, których teksty szybko przestają bawić. Wyobraźcie teraz sobie, że wyszczekane postacie Roberta Downeya, Jr. i Vala Kilmera z "Kiss Kiss Bang Bang" wystawiono do walki z kosmicznym najeźdźcą, a otrzymacie obraz tego, jakim bajzlem jest nowy "Predator".




Nie chcę się dalej znęcać na Panem Blackiem, ale jego najnowszy skrypt jest pełen niedorzeczności i motywów, które pasują do bogatego uniwersum jak kulturyście baletki. Z ciężkiego i gęstego klimatu pierwszych trzech odsłon cyklu pozostało li tylko rzewne wspomnienie. Za wyraźny ukłon w stronę nastoletniej widowni, czy to w osobie chłopca czy w przypadku ogarów kosmicznego łowcy, należy się scenarzyście siarczysty policzek. Co gorsza, szumnie zapowiadana kategoria wiekowa dla dorosłych jest traktowana mocno wybiórczo, przebijając się głównie na początku seansu i podczas finałowej potyczki. Wygląda to zupełnie tak, jakby Pan Shane Black nagle przypomniał sobie pod koniec zdjęć, iż obiecał wiernym fanom "krew i flaki". A że ze złożonej obietnicy należy się wywiązać, toteż i twórca upakował naprędce przemoc w zwieńczeniu produkcji. Jeśli chodzi o brutalność, to w fabule znalazło się lekkie nawiązanie do słynnej sceny z ręką, aczkolwiek wizualizacja przemocy została wyraźnie stonowana przez wszechobecny mrok. Pamiętacie pierwotną wersję filmu "Obcy kontra Predator 2", w której na ekranie niewiele było widać przez źle oświetlony plan? Może recenzowana pozycja nie wypada aż tak źle, tym niemniej wszędobylska ciemność wyraźnie maskuje krwawe sceny.




Jeśli chodzi o końcowy kształt filmu, to mogę tylko żywić nadzieję, iż Pan Black znalazł się pod ogromnym naciskiem wytwórni, stąd i miszmasz nieprzystających do siebie elementów. W najnowszej produkcji o łowcy mamy kino przygodowe a la "Super 8", sporo humoru w stylu komiksowych filmów Marvela, skoki w przestworzach niczym z "Avatara" i masę innych bzdur, które by nawet do głowy nie przyszły scenarzystom pierwowzorów. Chybionym pomysłem było również wymyślenie ekipy składającej się z wymoczkowatych błaznów w niczym nieprzypominających kipiących testosteronem starych wyg z oryginalnego "Predatora". Co prawda Danny Glover z "dwójki" też na twardziela nie wyglądał, ale nadrabiał to charyzmą, charakterem i rewelacyjną grą aktorską. W dziele Pana Blacka natomiast banda ułomków wygląda niczym trupa cyrkowa ze spalonego teatru.



Naprawdę staram się znaleźć plusy świadczące na korzyść recenzowanej pozycji, aczkolwiek jest to niewdzięczne zadanie graniczące niemalże z cudem. Na pewno wrażenie robi sam wygląd łowcy, atmosferę podbija także słyszalny tu i ówdzie motyw przewodni, w końcu i ta nieszczęsna selektywna "eRka" to, jakby nie było, gest w stronę starszego odbiorcy. Cała reszta nie trzyma się przysłowiowej kupy, a zakończenie to zwyczajny śmiech na sali… Szkoda tylko, że podczas seansu panowała iście grobowa cisza, zupełnie jakby ktoś przez ponad półtorej godziny celowo bezcześcił dokonania poprzedników. Przy nowym "Predatorze" skrytykowany przeze mnie sequel "Obcy: Przymierze" to istny "Obywatel Kane" amerykańskiej kinematografii. Nienawidzę pastwić się nad filmami i ich twórcami, ale w tym przypadku reżyser nie pozostawił mi wyboru. Jeśli tak mają wyglądać dalsze losy kultowej postaci, to niech lepiej już nikt z włodarzy Hollywood nie kładzie więcej swoich kosmatych łapsk na lukratywnej licencji. Oczekiwania miałem stosunkowo niewielkie, a i tak czekał mnie srogi zawód. Unikać.

Ogółem: 3+/10

W telegraficznym skrócie: świetny niegdyś scenarzysta najpewniej dostał zamroczenia na czas realizacji filmu, innego wytłumaczenia tego kinematograficznego kuriozum zwanego szumnie "Predatorem" bowiem nie widzę; za jednym razem otrzymaliśmy: kino familijne z kategorią dla dorosłych, luźną komedię podlaną rozpłatanymi trzewiami i tonę absurdów, o których szkoda pisać; ekipa wyrzutków to banda żałosnych klaunów droczących się ze sobą jak dzieci w piaskownicy; Pan Black zrezygnował z powagi na rzecz wymuszonego humoru; który to w ogóle się nie sprawdził; za takie coś należałoby co poniektórym dożywotnio odebrać licencję na wykonywanie zawodu; nic dziwnego, iż Schwarzenegger przeczytawszy skrypt odmówił udziału w opisywanej pozycji.
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To miał być powrót króla. Nowa jakość. Nowe otwarcie. Tak zapewniali producenci kolejnej części serii o... czytaj więcej
Filmowy Predator nie ma łatwego życia. Najpierw wyglądał jak homar, a z grania go zrezygnował Jean-Claude... czytaj więcej
Firmowany zarówno charakterystycznym licem, jak i tradycyjnie wyśmienitym aktorstwem Adriena... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones