Recenzja filmu

Tłumaczka (2005)
Sydney Pollack
Nicole Kidman
Sean Penn

Solidne kino akcji z dramatem Afryki w tle

"Tłumaczka" zwróciła moją uwagę od pierwszej wzmianki, na którą natrafiłem. Było bowiem napisane, iż w głównych rolach wystąpią Nicole Kidman i Sean Penn. Pomyślałem "Rewelacja!", bowiem duet na
"Tłumaczka" zwróciła moją uwagę od pierwszej wzmianki, na którą natrafiłem. Było bowiem napisane, iż w głównych rolach wystąpią Nicole Kidman i Sean Penn. Pomyślałem "Rewelacja!", bowiem duet na uwagę zasługuje ze wszech miar. Penn, mistrz grania Amerykanów w wieku średnim, oraz Kidman, gwiazda pierwszego formatu, której zdarzają się role naprawdę zdumiewające. Musiało zaiskrzyć. Czy zaiskrzyło naprawdę? Okazało się, że nie bardzo. Recenzje były dość chłodne, a w jednej z nich obie gwiazdy zostały potraktowane wręcz pogardliwie. "Tłumaczka" wydarzeniem się więc nie stała. Nawet gwiazdorski duet nie podgrzał emocji. Czy słusznie? Stwierdziłem, że przekonam się sam i wyłożyłem kilka złotych na filmy w wypożyczalni, wśród których znalazł się też dość niespodziewanie film Sydneya Pollacka. Muszę przyznać, że trochę się zdziwiłem, dlaczego tak ten film potraktowano. Piszę to jako osoba, która miała odwagę wysunąć z kieszeni kilkadziesiąt złotych na przegląd Bergmana. Może właśnie dlatego, że na co dzień kino sensacyjne niewiele mnie obchodzi i wolę zgłębiać psychikę ludzką w skomplikowanych (lub nie) dramatach; "Tłumaczka" okazała się dla mnie dobrym filmem sensacyjnym. Nie stawiałem jej zbyt wielu wymagań, chciałem po prostu zobaczyć kino sensacyjne. Dlatego nie rozczarowałem się. Fabuła nie jest zbyt skomplikowana. W siedzibie ONZ młoda i urocza tłumaczka (Kidman) podsłuchuje rozmowę, z której można wywnioskować, iż planowany jest zamach na władcę afrykańskiego państewka, który ma niedługo do owej siedziby przyjechać. Zostaje ona otoczona opieką Służb Specjalnych, spośród których prym wiedzie właśnie bohater grany przez Penna. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że tłumaczka owa nie była wcale taka przypadkowa i że ze sprawami Afryki oraz jej przywódcy ma wiele wspólnego. A potem mamy wszystko, co kino sensacyjne jest w stanie zaoferować poszerzone nieco o wątek ludobójstwa i pacyfizmu. Nieźle. Czytałem, że zbyt skomplikowany. Moim zdaniem nie. Historia jest ciekawa, klarowna, sprawnie poprowadzona, z paroma zawijasami i zwrotami akcji oraz związkiem kobieta-mężczyzna w dość nietypowej konwencji. Film ogląda się dobrze, czasami nawet bardzo dobrze. W pewnym momencie akcja jest naprawdę zawrotna, a że wtórna - to mnie nie obchodzi. W moim odczuciu "Tłumaczka" nie jest ani trochę zawikłana, w pewnym sensie jest nawet dość prosta. Poza tym co to za zarzut? "Wielkiego snu" nie mógł pojąć do końca nawet autor jego literackiego pierwowzoru, a film stał się klasykiem kina. Ja jednak historię opowiedzianą przez Pollacka kupiłem i nie żałuję. Pozwoliła mi ona zapomnieć o świecie na dwie godziny i przenieść się w świat fikcyjnych zdarzeń, które chyba tylko Amerykanie są w stanie wymyślić. Jako kino sensacyjne, "Tłumaczka" to dla mnie film bez zarzutu. Spełnił on moje oczekiwania jako odskocznia od artystycznego kina i jestem z tego zadowolony. Jak już wspomniałem, duet aktorski przykuł moją uwagę od początku. Seana Penna kocham za wszystkie jego role, od "Przed Egzekucją" po "21 gramów" przez "Słodkiego drania". Nie wiedziałem, czego się spodziewać, gdy zagra w komercyjnym kinie sensacyjnym. Okazało się, że jest Mistrzem. Penn rewelacyjnie i dość dla mnie niespodziewanie odegrał w filmie zmęczonego życiem, popijającego amerykańskiego gliniarza ze zrujnowanym życiem prywatnym, który najchętniej rzuciłby wszystko w cholerę, a w pracę angażuje się na pół gwizdka. Dlaczego niespodziewanie? Ano dlatego, że to jest emploi dla dość starszych, a przynajmniej starzej wyglądających aktorów, dajmy na to dla Tommy'ego Lee Jonesa. A Penn ma gdzieś około czterdziestki. Jednak udało mu się wygrać i jako postać przekonuje absolutnie. Zdaje mi się, że granie postaci sprawia mu najzwyczajniejszą w świecie przyjemność, może wybrał taki styl, by po prostu się dobrze bawić. Wypadł jednak genialnie, za jego rolę byłbym gotów podciągnąć końcową ocenę filmu. A gdy bohater Penna dociera do tych głębiej skrywanych emocji i uczuć, jest fenomenalny. W dodatku zdaje się, że on po prostu wychodzi i gra, że jest to dla niego jak dla mnie pstryknąć palcami. Kidman nie zachwyciła mnie tak jak Penn. Muszę jednak przyznać, iż jego obecność ratuje wiele wspólnych scen i w rezultacie Nicole powinna się cieszyć, że przydzielili jej takiego, a nie innego partnera. Zdaje mi się, że aktorka odgrywa postać trochę na zasadzie statusu "gwiazdy", w filmie bardziej jest gwiazdą niż aktorką. Zresztą rola w sensacji nie wymaga od niej w końcu palety aktorskich emocji, jak w "Godzinach". Wystarczy, by była przekonywująca i tak właśnie jest. O żadnej rewelacji mowy nie może być, ważne, że nie ma też zawodu. Poza tym można wiele australijskiej gwieździe wybaczyć, ponieważ wygląda w każdej scenie oszałamiająco. Nawet z ubrudzoną twarzą, lub spocona, zdenerwowana mogłaby spokojnie reklamować nowe kosmetyki Avonu. Podoba mi się także klimat filmu. Jak na sensację przystało jest gęsty i gorączkowy. Twórcy nawiązują do prawdziwych i aktualnych zdarzeń - ludobójstwa w Afryce, wojen domowych, roli, jaką odgrywa w tej sprawie ONZ, itp. W dobry sposób udało im się pokazać nerwowy i szybki klimat wydarzeń związanych z zapleczem Organizacji oraz ich powiązań z Czarnym Lądem. Czuje się nerw, czuje się, że od tych wydarzeń zależy pokój na świecie i bezpieczeństwo ludzi. Ktoś pisał, iż uczynienie areną wydarzeń w Afryce fikcyjnego państewka zmniejsza zaangażowanie widza i prawdopodobieństwo historii. Moim zdaniem to atut. Twórcy zdają się mówić, iż nie angażują się w prawdziwe problemy świata, nikogo nie popierają, ani nie potępiają, po prostu robią sensację wykorzystując fikcję, która jak śpiewa Artur Rojek, jest modna. A że inspirację dla fikcji stanowią fakty, to już tylko ich problem. Nie chcą robić kina politycznie zaangażowanego, tylko kino sensacyjne. Jeśli ktoś szuka sensacji z pierwszej ręki, nie powinien być zawiedziony. Ten film nie zmieni biegu historii, prawdopodobnie nie zmieni też waszego życia, jak to było w przypadku "Amelii". Będzie za to porządną dawką sensacji ze świetnie dobraną gwiazdorską parą, której jedna połówka gra rewelacyjnie, a druga - troszkę mniej. Ale nieważne. Polecam!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
To prawda, że każdy z nas ma świadomość faktu, iż polityka międzynarodowa to w dzisiejszych czasach... czytaj więcej
Za każdym razem, kiedy oglądam ten film, zadziwia mnie jego spójność. Szczególnie to, że poszczególne... czytaj więcej
Sydney Pollack, pamiętny twórca oskarowego melodramatu "Pożegnanie z Afryką", po sześciu latach przerwy,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones