Recenzja serialu

Syn smoka (2006)
David Wu
David Carradine
Rupert Graves

Anielski diabeł, czyli Janosik po chińsku

Słabe filmy dzielę zasadniczo na dwie kategorie: takie, które swoimi wadami denerwują, irytują bądź nudzą, i takie, które dzięki swoim niedociągnięciom stają się całkiem zabawne. O ile tych
Słabe filmy dzielę zasadniczo na dwie kategorie: takie, które swoimi wadami denerwują, irytują bądź nudzą, i takie, które dzięki swoim niedociągnięciom stają się całkiem zabawne. O ile tych pierwszych unikam jak ognia, te drugie nawet lubię, bo potrafią nierzadko rozbawić jak najlepsza komedia. Do takich produkcji należy właśnie "Syn smoka". Po pierwszych kilkunastu minutach zaczęłam się zastanawiać czy aby na pewno nie jest to parodia. Po pewnym czasie przekonałam się jednak że nie, bo i reżyser i aktorzy swoje zadanie traktują śmiertelnie poważnie. Mimo to, przez cały czas oglądania filmu towarzyszyły mi głośne wybuchy śmiechu.

Ale zacznijmy od początku, czyli od fabuły. Główny bohater (w tej roli John Reardon) nosi przydomek "Diabelski Chłopiec", w skrócie DC. Przezwisko wymowne, aczkolwiek bardzo mylące, gdyż do bohatera idealnie pasowałoby określenie "Anielski Chopiec". Tyczy się to zarówno jego urody (duże, błękitne oczy i opadające na ramiona delikatnymi falami blond włosy) jak i charakteru. Nasz Chłopiec to bowiem nie kto inny tylko nowe wcielenie Janosika, tyle że w egzotycznej, chińskiej scenerii (chociaż jego pochodzenie nie jest do końca wyjaśnione, a uroda taka słowiańska, że kto wie, kto wie...). Jest więc dzielny, mężny, odważny, nieco szalony, lecz jednocześnie rozważny, kradnie bogatym, rozdaje biednym, a także pomaga swojemu przyjacielowi w opiece nad biednymi, chińskimi sierotami. Przyjaciel ów, grany przez Davida Carradine, nazywany jest „Ptakiem”, którego to przezwiska etymologii także nie udało mi się wyjaśnić. Człowiek ów wiekowy, szlachetny, posiada olbrzymią wiedzę i życiową mądrość, ale także tragiczną, okrytą tajemnicą przeszłość. Wiadomo jedynie, że nie była ona zbyt chwalebna, a swoje dawne winy mędrzec próbuje odkupić działalnością dobroczynną prowadzoną w kanałach w pobliżu cesarskiego pałacu. Jest jeszcze Ting Ting (Theresa Lee) - młoda, ładna, pełna życia przyjaciółka DC, pracująca w owym pałacu jako służka samej księżniczki. Gdy nadchodzi czas zaręczyn cesarskiej córki, nadarza się okazja, by wślizgnąć się do pałacu i ukraść jeden z jego skarbów. By to zrobić, Diabelski Chłopiec przebiera się za księcia i konkuruje o rękę pięknej (?) Li Wei (Desiree Ann Siahaan). Jego rywale to „ten zły” czyli Lord z Północy - (w tej roli Rupert Graves ) - okrutny, bezwzględny i podstępny, oraz „ten żałosny” - dobroduszny, niezdarny i tchórzliwy Książę Indii (Nitin Ganatra). Dodajmy do tego naszego bohatera. Przybywa on bez świty i bogatych prezentów, ale patrzy księżniczce głęboko w oczy, wychwala jej urodę i posyła uśmiechy, które w jego (i chyba także jej) mniemaniu są uwodzicielskie, ja natomiast dawno nie widziałam kogoś kto tak głupkowato szczerzyłby zęby. Dysponując takimi pretendentami do tronu na miejscu cesarza, poszukałabym czwartego, albo odczekała jeszcze kilka lat, władcy jednak wyraźnie się spieszy. Decyduje się na księcia z Północy, który sprawia wrażenie mężnego i niezwyciężonego, a ponadto daje gwarancję pokoju w królestwie. Księżniczce przypadają jednak do gustu wyświechtane komplementy DC i prosi ojca, by dał wszystkim kandydatom równe szanse. Tak więc książęta otrzymują trzy zadania odnalezienia cennych, jedynych w swoim rodzaju przedmiotów ukrytych gdzieś w dalekich i niebezpiecznych zakątkach ziemi. Książęta szukają wzajemne intrygi przeciw sobie knując, księżniczka o Diabelskim Chłopcu marzy, Ting Ting sama w DC zakochana zazdrości, Ptak wspiera i dobrymi radami sypie - jest nienudno i całkiem zabawnie.

Trudno nie zauważyć, że fabuła opiera się na motywach banalnych, wielokrotnie już wykorzystanych, ale sprawdzonych i przez to łatwych w odbiorze. Ogląda się lekko, akcja poprowadzona jest w miarę logicznie i sprawnie. Elementów charakterystycznych dla azjatyckiego filmu akcji dostatek, więc fani tego typu obrazów powinni być zadowoleni. Mam tu na myśli przede wszystkim rozliczne walki; są z i te z bronią i bez broni, damsko-damskie, męsko-męskie i mieszane, spora liczba skoków wzwyż z miejsca przez kilkumetrowe mury, fikołków w powietrzu itp. Tych, którzy w takowych nie gustują, śpieszę jednak uspokoić, że śmiertelnie nie zanudzą, da się i przełknąć i strawić, a najlepiej się pośmiać (czy jak kto woli wyśmiać).

Aby barwniej i ciekawiej było, twórcy dodali nam nieco fantastyki. Mamy więc smoka (nie, niezwiązanego z pochodzeniem głównego bohatera; tytuł filmu to kolejna rzecz, której nie udało mi się wyjaśnić), latające dywany, szklane kule, a nawet wątek wudu.

Aktorsko film prezentuje się całkowicie przeciętnie. Aktorzy wpasowują się w utarte schematy swoich postaci, nie starając się ich wzbogacić żadnymi nietypowymi elementami, a że robią to z wczuciem i zaangażowaniem, czasami osiągają efekt przerysowanej i wyolbrzymionej farsy, co momentami naprawdę bawi. Z listy wyróżnia się nieco jedynie David Carradine, urzekł mnie jego kpiąco-wyrozumiały uśmieszek. Reszta gra poprawnie, bez inwencji ale i bez rażących niedociągnięć.

Na powszechnie przyjętej granicy przyzwoitości balansuje cała reszta produkcji. Muzyka skomponowana przez Lawrence Shragge jest miła dla ucha, o typowo azjatyckich brzmieniach. Zdjęcia nie pozostawiają niemal nic do życzenia, wszystko poprawnie skadrowane, barwy żywe, a krajobrazy piękne.

Podsumowując - dla kogo "Syn smoka"?  Dla fanów gatunku i dla tych, którzy mają aktualnie ochotę na coś niespecjalnie ambitnego, w klimatach dalekowschodnich i fantastyczno-bajkowych. I którym nie przeszkadza, że bohaterowie w takowej scenerii posługują się nienaganną angielszczyzną.
1 10
Moja ocena serialu:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones