Zakończenie serialu było takie jakiego się spodziewałem, czyli zamknięcie wszystkich wątków i zabicie wszystkich 'złych' serialu, chociaż co do Proctora to nie wiadomo bo nie pokazali jego śmierci.
Mam wrażenie, że twórcy serialu przywiązali się do postaci Proctora, często wychodził z opresji, był czasami przedstawiany jako "ten dobry", a w końcowej scenie nie pokazano nawet jego śmierci. Chociaż ja jestem przekonany, że nie przeżył, bez Burtona to on za wiele nie zdziała w takich sytuacjach.
Podsumowując serial jako całość to jest to męska rozrywka na wysokim poziomie z kilkoma naprawdę świetnymi odcinkami. Co do sezonu 4 - wg mnie kompletnie bez serca i pomysłu, finał niczym nie zaskoczył ale nie musiał, po prostu zmęczenie materiału, to było pożegnanie z fanami. Niektórych scen w tym serialu nigdy nie zapomnę: strzelanina w knajpie w 1 odcinku, motywy więzienne Hooda z łysym, Nola vs Burton, walka Hooda z zawodnikiem MMA, odcinek z panią snajper (nietypowy), odcinek z tym agentem co jechali w ciężarówce grubasa, odcinek z tym kolesiem pokroju Stathama. Wiele fajnych epizodycznych postaci, piękne kobiety, czego chcieć więcej. Warto było.
Czwarty sezon bez pomysłu i serca? A ten cały wątek z Jobem? No i główny z panną Rebeką? Pomysł powiązania Proctora z kartelem i naziolami zajebisty. No i pokazanie jakiegoś typa z Waszyngtonu, który kieruje tymi kukiełkami fajny. Dla mnie było to dobrym wytłumaczeniem dlaczego nasz kochany amisz był tak pewny siebie przez cały czas.
Aaa jeszcze co do Rebeki - jeżeli wikipedia mówi prawę, że Banshee: "są ubrane na biało i mają długie, jasne włosy" to fajnie się klei :)