Jest taki temat na forum wersji US, czemu nie podyskutować bohaterach wersji oryginalnej? Piszcie które postacie wzbudziły waszą sympatię a które nie, i dlaczego
Moje ulubione postacie (kolejność dowolna):
-Annie. Dobra dusza, ale jednocześnie także odważna kobieta która potrafi walczyć o szczęście swoich bliskich. Jest czuła i opiekuńcza , ale nie bezbronna i przesłodzona. No i ta miłość do herbaty.
-Tom. Kolejna dobra dusza, która jak chce potrafi zawalczyć o słuszne podług niego sprawy. Ma też świetne teksty. ,,Always be kind, polite and have materials to bulid a bomb" jest moim nowym mottem życiowym
-Gilbert. Jest ktoś kto go nie lubi?
-Cutler. Niedoceniony geniusz o olbrzymich, niezrealizowanych ambicjach. Wie, że nie może wycofać się z ich realizacji, brnie dalej mimo iż niewielu go docenia, a on sam nie jest do końca szczęśliwy... Czuję do niego olbrzymią sympatię
Każdą postać z BH za coś cenię, jednak jako najmniej lubianych wymienię naiwną Carę i aroganckiego Owena.
Annie, Mitchell, George, Hal i Tom - uwielbiałam wszystkich, od początku do końca, nawet w chwilach wampirzej słabości, duchowej upierdliwości czy naiwności młodego wilczka :)
Jedyną z głównych postaci, która mniej przypadła mi do gustu była Alex.
Nielubiany - Tully, był taki... bezpłciowy.
A lubiany - Annie i Mitchell, mimo ich wszelkich błędów, pamiętam, ja współczułam szczególnie Mitchellowi.
Ulubione postacie:
- Mitchell - za to, jak bardzo starał się przeciwstawiać swojej naturze
- Annie - za poczucie humoru i kubki herbaty :)
- Tom - za akcent i punkt widzenia świata
Nielubiane:
- Owen - brak słów, pod koniec chciałam mu wydłubać oczy
- Cara - żałosna i odrażająca
- Kirby - wstrętny, sadystyczny manipulant
Najbardziej pokochałam Mitchella, bo tak uparcie walczył z wampiryzmem. Był dla mnie w tym serialu ideałem, ale nie wyidealizowanym, oddanym, walecznym i po prostu kochanym.
Poza tym młodsza wersja Josie. Uważam, że ona i Mitchell byliby wspaniałą parą, lepszą niż tworzyli z Annie. Josie miała na niego naprawdę dobry wpływ i gdyby to się rozwinęło, mógłby wyjść prędzej na ludzi.
Polubiłam mocno także Lucy. Fakt, nieźle namieszała, ale miała dobre serce i dała nadzieję Mitchellowi, przynajmniej na jakiś czas.
Daisy była słodką psychopatką, uwielbiałam ją i tak samo jej męża, bo okazał się czuły i lojalny do ostateczności.
Kemp był świetnie przemyślanym antagonistą, co tyczy się także Herricka.
Gilbert i zabawa w jego stylu :')
Nie znoszę Annie. O ile z początku uznawałam ją za typowego "słodziaka", tak pod koniec trzeciego sezonu zaczęła robić się wścibska i bezmyślna, to przez nią o mało co potwory nie zostały zdemaskowane, a jeszcze miała razem z innymi wonty do biednego Mitchella. Nie uważam, że kiedykolwiek kochała go naprawdę. Zawiodła go i nigdy jej tego nie wybaczę.
Nina była z kolei egoistyczna momentami, denerwowała mnie każdym słowem.
Cara. Jak można ją za cokolwiek lubić?
Ojciec Toma. To już zahaczało o psychozę, jak gonił za wampirami i z góry ich nienawidził.
Reszta jest raczej dość neutralna jak dla mnie.