Serial jest do bólu schematyczny, a zakończenie każdego odcinka wręcz irytujące. Schemat wygląda następująco: ktoś popełnia przestępstwo, śledczy z prokuratury dowiadują się kto, prokurator Peter Stone oskarża podejrzanego, sprawa trafia na wokandę, prokurator przedstawia dowody, po to aby... Aby oskarżony sam przyznał się do winy, bezpośrednio lub pośrednio, podpuszczony jak dziecko przez prokuratora Petera Stonea. Po obejrzeniu 11 odcinków nie pamiętam, aby sprawa kończyła się inaczej. Nie pamiętam, aby prokurator udowodnił ponad wszelką wątpliwość o winie oskarżonego. To oskarżony nie lubi wolności albo jest ciekaw nowych doświadczeń za kratkami i sam się przyznaje.
Ludzie narzekają na Chicago Med, któro wg mnie jest dobrym serialem, ale to Chicago Justice jest najsłabszym ogniwem całej serii. Jest ewidentnym przykładem tzw. odcinania kuponów przez twórcę Dicka Wolfa. Scenariusze są tak schematyczne, że mam wrażenie, że tworzy je program komputerowy, podobny do tego, który tworzy słowa do piosenek disco polo.