Można nie znosić Hiacynty,ale bez niej serial by nie istniał! Te jej teksty i wieczne poprawianie:"Nie Żakiet,tylko Bukiet!". Zawsze podziwiałam Ryśka,że z nią wytrzymywał. Nic dziwnego,że bardzo nie chciał przejść na wcześniejszą emeryturę mając w perspektywie spędzanie z żonką jeszcze więcej czasu niż dotychczas. Lizka,która wiecznie rozlewała u sąsiadki kawę, Powolniak od zawsze siedzący w samym podkoszulku popijąc piwo w puszce, siostra Hiacyny mająca mercedesa i jacuzzi, listonosz uciekający przed Hiacyntą, rzekomo zakochany Emmet w Żakietowej, Róża chodząca w mini spódniczkach mająca co chwilę romans z innym facetem(przeważnie z żonatymi), Stokrota ślepo zakochana w swoim mężu, stuknięty tatuś sprawiający problemy. Ach, można by jeszcze wymieniać i wymieniać. Zawsze śmiałam się kiedy Hiacynta wstydziła się tego jak mieszka jej rodzina i ukrywała przed Lizką i resztą świata,gdzie oni tak naprawdę mieszkają. Na innych gadała, a sama wcale nie była lepsza. Nigdy nie widziała u siebie wad. Jak jej coś nie poszło to zrzucała wszystko na swojego biednego męża. Szkoda,że nigdy nie pokazali Sheridana. Serial był przezabawny. Można do niego wielokrotnie wracać i zawsze rozśmieszy :). Ode mnie ma zasłużoną 10-tkę. Mam do niego sentyment. Plus u mnie jest taki,że posiadam go na płytach z gazety i w każdej chwili mogę go odtworzyć.