Gruza chyba za bardzo zachwycił się nową rzeczywistością. Wiele osób w tym serialu zajmuje się biznesem, każdy zakłada działalność, jakieś joint venture i tego typu rzeczy. To, że zmieniły się czasy, to nie znaczy, że każdy nagle koniecznie musi grać na giełdzie, lub zakładać swoją firmę. Karwowscy próbują odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale kiepsko im to wychodzi, coraz więcej w nich zagubienia, coraz bardziej przerasta ich to, co dzieje się wokoło, te wszystkie zmiany. Szczególnie widoczne to było, gdy bezradni siedzieli na Placu Zamkowym po tym, gdy ich okradziono. Bo początek lat 90. trochę taki był, że ci, którzy mieli luksus za komuny, nagle zauważyli, że ten luksus to teraz mają wszyscy wokoło i to większy od nich. Że teraz każdy może mieć to, co np. w latach 70. mieli tylko wybrani (kolorowe drinki, kreacje, samochód i coca-cola). Karwowski narzeka, że jego życie trochę nie ma celu, nie ma sensu, wyhamowało, ale jak ma trzy propozycje zostania posłem, to każdą z nich odrzuca i ucieka od tego. Wtedy było łatwiej dostać się do parlamentu i taki Karwowski właśnie powinien z tego skorzystać, a nie odrzucać okazje, a potem snuć się po mieście, szukając szczęścia i obserwując nową rzeczywistość, za którą nie nadąża. Był kiedyś dyrektorem, miał dobry zawód w kieszeni, potem niezłe znajomości, ale finalnie nigdy niczego się nie dorobił, nawet psa mu zabrali :)