Byłem rozdarty oceniając go tak nisko, ale jako całokształt nie zasługuje na więcej.
Główni bohaterowie przedstawieni są w serialu znakomicie i do tego fajnie grani, ale czarne charaktery to dno i muł. Nie tylko gra aktorska, ale brak ciekawej historii po ich stronie i najgorsze... dialogi. Sceny z Mattym i Claire były na prawde wciągające i na pozionie, ale zaraz po tym wchodzili ruscy, japońcy i sam FISK. Nie wiem czy był to zabieg celowy, jednak nie ma emocji w oglądaniu serialu gdzie jedna strona ma rozbudowaną fabułe, dylematy moralne, a druga jest do szpiku tylko zła i często, aż przygłupia.
Masz trochę racji. Ruscy byli przedstawieni tak stereotypowo, że aż śmieszyli.
Miałem zgoła przeciwne odczucia... Białe rycerzyki broniące prawnie niewinnych, bohater który nie zabija a porywa się na całe miasto solo i nieustraszona samozwańcza detektyw która myśli że nikt się do niej nie dobierze. To już wolę Fiska, wściekłych rosjan, czy Sticka, którzy wiedzą na czym świat stoi.
Najlepsza ocenia serialu. Wisk żle napisany i żle przedstawiony. Murdock nie reaguje na dzwieki i wybuchy.
Wszyscy ludzie co robią coś dla miasta są źli do szpiku kości a często,aż przygłupi.
Strasznie nawy serial i źle napisany. Wole jednak komis. Tam postanie na papierze, sa więcej wymiarowe niż w tym serialu ;)
Ten sam ból mam, z jednej strony ten serial ma dobre momenty ale zdrugiej strony momentami jest przegadany i nudny w odbiorze. Wątek miłości Fiska i Vanessy męczący zabijający postać Fiska jako tego złego. Najbardziej polubiłem Ruskich a wszczególności Vladymira, oni jako jedyni z tego całego syndykatu, od samego początku przeciw stawiali się Fiskowi i mu nie ufali za grosz mieli tą swoją słowińską dumę,
Ja z kolei mam zgoła odmienną opinię, moim zdaniem czarne charaktery zostały przedstawiony w zaskakująco interesujący sposób jak na standard tego typu seriali, a zwłaszcza kina bohaterskiego. Serial pokazywał bardzo szeroką perspektywę, często zmieniając punkt widzenia, dzięki czemu ja, jako widz, w niektórych momentach sympatyzowałam z postaciami, których nie znosiłam jeszcze odcinek wcześniej- i to nie zmieniając o nich opinii jako takiej. Przypomnij sobie np. właśnie Vladimira. W jednym odcinku nie ma najmniejszych skrupułów, by pobić kobietę- Claire- co wzbudziło we mnie obrzydzenie, ale w następnym, kiedy Matt próbuje wyprowadzić go żywego spod ostrzału, trzymałam kciuki za nich obu, mimo że dalej myślałam bardzo negatywnie o tym gangsterze. Do tego nie zostali przedstawieni jako źli do szpiku kości. Fisk na przykład był wizjonerem, postrzegającym siebie jako filantropa, dobroczyńcę, który ratuje i zbawia miasto poprzez danie mu nowego początku. Uważał, że trzeba je zburzyć, by móc na zgliszczach wybudować coś lepszego. Świetnie pokazuje to jego monolog o miłosiernym Samarytaninie w jednym z ostatnich odcinków. Albo ten ninja, który nawet w obliczu walki z wrogiem pozostał honorowy, no i bardzo dobrze rozpisana i tajemnicza postać Chinki. Nawet księgowy nie był zły od tak- był po prostu interesowny, samolubny i chciwy, nie interesujący się zbytnio przemocą, a samymi pieniędzmi.
Zgadzam się w stu procentach c: Ciężko zarzucić serialowi "jednostronność" podczas gdy została pokazana przeszłość oraz punkt widzenia zarówno od tej jasnej, jak i ciemnej strony mocy. Fisk nie jest jednowymiarowy, a o jego kręgosłupie moralnym, czy nawet zdrowiu psychicznym zadecydowało dzieciństwo i może w pewien sposób geny ojca (bo gość do normalnych nie należał...). Pozostawał wiarygodny w swoim obłędzie; nie był "zły bo tak", miało to swoje korzenie, a co najfajniejsze- był na tyle psychopatyczny, by po rozwaleniu głowy ziomkowi za pomocą drzwi od auta tylko za to, że zniszczył mu randkę- nadal uważał się za dobrego :P
Według mnie świetnie pokazany kontrast w rozmowach pomiędzy Fiskiem a Vanessą i Mattem a księdzem. Te drugie w szczególności lubiłem.
O Jamesie Wesley można mówić, że nic o nim nie wiemy, ale... był tak dobrze zagrany, że nad nim też bym się nie pastwił.
Brak ciekawych historii wśród złych antagonistów? no w końcu czego można oczekiwać od przygłupich rusków, którzy w końcu są tylko pionkami. Natomiast sceny z młodości Fiska są genialne, pokazują jak ojciec zniszczył synowi psychikę, że z jednej strony robi się go żal, a w momencie kiedy zarżnął swojego ojca aż przeszedł mnie dreszcz. Prawie wszystkie postacie są genialnie przedstawione i zagrane. Jest brutalnie, sceny z Punisherem. Totalne przeciwieństwo cukierkowych filmów z tego uniwersum (serial jest częścią MCU) w których nawet nie pamiętam czy w ogóle pojawiła się krew.