Jestem już po 4 odcinku i muszę powiedzieć, że ostatnie 10 minut było bardzo intensywne. Przypomniała mi się scena ta 6 minutowa scena z 1 sezonu. Robi się ciekawie.
Niezła rozpierducha na końcu, wzięli mnie z zaskoczenia. Ogólnie serial ogląda mi się bardzo dobrze i nie dostaję wścieku macicy jak co niektórzy z tym porównywaniem do pierwszego sezonu. Chyba coś ze mną nie tak, skoro potrafię oglądać coś "po prostu" bez powtarzania jak mantry "a w pierwszy sezonie to", "a w pierwszy sezonie sramto".
Nic nie rozumiesz! Pierszy sezon był metafi-sryczny! Te niskie chwyty z szczelaniem to nie True Detective, to False Detective! Nie masz góstó!
:D :D :D
Ależ ja się zgadzam, że by metafisryczny. W dodatku te egzysrencjalne monologi Rusta i odwołania do Lovecrapa, ech... no ale co zrobię, że mi się drugi sezon podoba również. Nie ma dla mnie nadziei.
Akurat do Samotnika z Providence się nie odwoływali, wyłącznie do Chambersa.
Mnie sezon drugi kupił w pierwszym odcinku sceną w barze. I muzyką Lery Lynn. Potem jest jeszcze lepiej.
A to co się stało w ostatnich minutach dzisiejszego odcinka...jejku-jej!
zazwyczaj się nie odzywam ale mam jedną prośbę, niech ktoś zastrzeli tą babę co tak śpiewa (rzezi) w tym barze. NIE DA SIĘ JEJ ZNIEŚĆ!!!
Nie chcę brzmieć jak kolejny internetowy mędrzec, ale muszę Cię sprostować. Odwołań do Lovecrafta jest tu co niemiara - począwszy od ukazania samej Luizjany, w mglisty klimat której "Samotnik z Providence" (jak ja nienawidzę takich nienaturalnych udziwnień) był zapatrzony, przez pierwsze sceny pilotowego odcinka, które są właściwie luźną adaptacją początku jego najszerzej rozpoznawanego opowiadania, aż po przeniesienie z kart książek na ekrany najważniejszej cechy nurtu weird fiction, czyli klaustrofobicznego klimatu.
Fakt, że nigdy nie usłyszymy konkretnego odwołania do twórczości omawianego, w przeciwieństwie do prozy Chambersa, nie oznacza, że ona tam nie występuje. Bo nie wystarczy patrzeć - trzeba jeszcze widzieć. Czy już jestem coachem?
rrrafaelu, Lovecraft się często odwoływał do konkretnej okolicy - swojej, czyli Nowej Anglii. Nie wiem skąd wziąłeś Luizjanę :)
A Chambers konkret - Król w Żółci.
Najwięcej ofiar tej szczelanki będzie wśród widzów, którzy skręcali się przy tym ze śmiechu.
Po pierwsze, ciężko uniknąć porównań, pierwszy sezon był naprawdę wyjątkowo dobry i oczekiwać można było czegoś porównywalnego. Ale nawet kiedy spoglądam na drugi sezon chłodno i traktuję oddzielnie, jest on naprawdę słaby. Po pierwsze, intryga którą po czterech odcinkach wciąż mam gdzieś. Po drugie strona techniczna, dziwna praca kamery i tragiczny montaż na każdym kroku śmieszą i wkurzają. Po trzecie, scenariusz i dramaturgia - problemy bohaterów są jakieś takie nudne, napisane na szybko, bez serca. Po czwarte, aktorstwo - Vaughn i Farrel dają radę, choć nie powalają, McAdams jest słabsza, ale jeszcze idzie ją znieść, ale ten policjant drogówki to jest masakra, tego nie wybaczę. Znów trudno nie odnieść się do sezonu 1, gdzie aktorstwo stało na mistrzowskim poziomie.
ale poza tymi 10oma minutami odcinek zwyczajnie nudny, Vaughn nadal przeżywa że ma tyle na głowie bo stracił kasę, Kitsch przeżywa swoje pedalstwo, Colin wygląda jakby też coś przezywał ale nie wiadomo właściwe co, jedyne "treściwe' momenty poza tą strzelaniną w której i tak wszystkich wybili, to te szyby górnicze, i laska która sprzedała zegarek Caspera
coś mi się wydaje, że pani detektyw dostanie "urlop" za tę strzelaninę uliczną, z tego co widziałem to ona tam dowodziła a polowanie na nią jest w troku więc to może być wykorzystane
Przecież ta babka to jest jakiś disaster. Jej pierwsza akcja - wpada aresztować dziwki i alfonsa - fiasko. Teraz kolejna spartolona akcja w bezsensowny sposób - na nią nie trzeba polować, ona sama jest największym zagrożeniem dla siebie i innych. Podejmuje decyzje jakby sama potrzebowała opieki kuratora.
ojjj no nierowno i tyle :/
Velcoro mowi " pier... to" i wancza syrene ... MISTRZ
Semyon niby nie peka i mowi " jeszcze nigdy nie stracilem zeba " ... PADAKA i smiech
ten sam serial i wlasnie pomieszane dobre sceny z groteskowymi :/
tak! rozwaliła mnie po prostu. ludzie a już szczególnie faceci rzadko tak szczerze między sobą rozmawiają. ciężko jest się przyznać do jakiejś słabości i jeszcze trudniej usłyszeć potem coś sensownego i podnoszącego na duchu.