Już przy drugim odcinku pisałem z obawami, że "True Detective" się znetflixowało w negatywnym tego słowa znaczeniu i kolejny odcinek niestety to potwierdza. Nawet w dialogu w aucie Navarro i Danvers ta pierwsza mówi, że jak się nudzi, to ogląda Netflixa. To tak jakby autorka scenariusza puszczała oczka do decydentów konkurencji, mówiąc: "Hej, widzicie, umiem pisać jak chcecie, zatrudnijcie mnie!". Jakość scenariusza póki co jest mierna i jeśli nie dostaniemy solidnego tąpnięcia na koniec albo chociaż w drugiej połowie sezonu nie będzie się coś działo w związku z intrygą, a nie wątkami obyczajowymi, to będzie klapa. A Jodie Foster przyjęła scenariusz, bo chyba naprawdę jest taką "wielką" feministką, co było widać w rozmówce z Filmwebem, gdzie zapewniała, że w poprzednich sezonach "TD" nie było ciekawych postaci kobiecych i serial był skupiony na facetach. No to albo bredzi, albo nie oglądała poprzednich sezonów, bo przecież zarówno w pierwszym, jak i w trzecim są mocne i wyraziste postaci kobiece, absolutnie podmiotowe, już nie wspominając o drugim, gdzie jedną z głównych ról gra Rachem McAdams.

HBO od dłuższego czasu zaczyna odwalać to co Netflix. Czekam tylko na Pohamuj Entuzjazm i ich żegnam.

Niestety, z odcinka na odcinek robi się coraz słabiej. Teraz poród, babskie pogaduszki, ciągnie się jak flaki z olejem, chwilami przechodzi w jakiś ni to horror, ni zombiland, zero ładu i składu... Masz rację, baby nie umieją robić filmów, a niestety robią, bo poprawność polityczna tego wymaga...