Właściwie może on posłużyć jako wzór. Mamy tutaj wszystko, począwszy od fabuł poszczególnych odcinków, które są błyskotliwe w swym komiżmie, wnikające w świadomość widza tak łatwo jak nóż w masło, a kończąc na bohaterach, gdzie każdy z osobna stanowi jednoosobowy atut serialu. Jednak jeżeli mialbym celować w sedno sukcesu to obstawiłbym Kevina Jamesa - naturalny talent komiczny, niezwykla elastyczność i ekspresja + Stiller - nawet nie musi grac, wystarczy że się pojawia na ekranie. King of Queens to jedyny sitcom, który regularnie oglądam, od przerwy, która nastąpila wraz z końcem epoki Bundy, Skrzydła na Polsacie. :)
Absolutnie się z Tobą zgadzam! KJ to prawdziwa Gwiazda tego serialu! Jego gesty, mimika, intonacja - czyste mistrzostwo!
Totalnie rozwalił mnie w moment, (Doug Less) w którym Carrie wydaje z siebie szydercze kaszlnięcie i mówi: "O Boże, czyżbyś naprawdę posądzał mnie o TAKĄ małostkowość?" A Doug przedrzeźnia jej kaszlnięcie, zgina się i robi ten fantastyczny, przekomiczny grymas twarzy i odpowiada: "Ahaaa!"
Albo to jego: Oh my GAWD, you're jealous!
klasykaaa!