Za dużo... Jedna z tych rzeczy które najbardziej mnie denerwuje. Mogę przetrawić pewne braki logiki, w zasadzie głupotę, jak akcja z portretem pamięciowym, o którym już tutaj pisano... Ale ciągłe celowanie z broni podczas jakichś głupich kłótni (sezon 1 i 2) już mnie wystarczająco zdenerwowało. Byle pierdoła i już, jeden do drugiego celuje. Takie ryzykowanie życia nie ma dużego sensu.

Jestem po s3e3 i here we go again. Tokyo i Nairobi vs. ochroniarze gubernatora celują bez końca, jakie to głupie. Ileż można... w rzeczywistości od razu padłyby strzały, chociaż wiadomo pewna doza braku realizmu jest wskazana, żeby fabuła była ciekawa, no ale. Przy pierwszym wymierzeniu broni padłyby już pierwsze strzały. Takie celowanie z broni ma sens jeśli przeciwnik dopiero sięga po broń lub nie jest uzbrojony. A tutaj każdy trzyma giwerę. Jak ktoś znienacka sięga po broń i wymierza, to pierwsza myśl, instynkt samozachowawczy podpowiada, żeby obronić się (oddać strzał) zanim zrobi to przeciwnik.

Rozumiem parę takich akcji, jasne. Ale w tym serialu to przesada Ktoś ma takie same odczucia?

Poza tym: jakim cudem nikt nie rozpoznał np. Tokyo jak wtargnęła do Banku Hiszpanii? W sumie przez te 2 lata od czasu pierwszego napadu na pewno ktoś musiałby ją rozpoznać. Wizerunki 'terrorystów' z pewnością obiegłyby cały świat i przypadkowy przechodzień mógłby nabrać podejrzeń widząc Tokyo.