Dwa sezony w dwa dni. Ogromna dawka śmiechu i wzruszeń. Jeśli ktoś jest fanem filmu "Czas na miłość" to odnajdzie tu podobny klimat. Pierwszy sezon fantastyczny, drugi nieco mniej. O ile w pierwszym sezonie bohaterka przeżywa istny galimatias uczuciowy, o tyle w drugim wszystko zaczyna stawać się bardziej klarowne. Ten serial trzeba traktować jedynie jako piękną, wzruszającą historię miłosną, która z rzeczywistością niewiele ma wspólnego. Jonas jest tym "jedynym" i to widać od początku. Żaden z "mężczyzn" Johane nie budził w niej takich emocji. Sądziłam że jego postać raczej definitywnie zniknie po pierwszym sezonie ale czerwone róże od razu podsunęły na myśli właśnie jego. Związek z doktorem okazuje się pomyłką a z kolejnymi kandydatami nie łączy ją absolutnie nic. Kiedy pojawia się Jonas, uczucia aż iskrzą z ekranu. Łatwo poddać się temu romantyzmowi. Szczęśliwy finał a przecież o to właśnie chodzi, o happy end. Miłość nie zna wieku (przynajmiej w filmach i serialach). Dobrze czasem oderwać się od rzeczywistości i pobujać w obłokach. Polecam serdecznie:-)
Zgadzam się z Tobą,serial bardzo dobry.Trochę komedii,trochę dramatu i obyczajówki,taki miszmasz-kogel-mogel Skandynawski.Ale najsłodsza jest główna bohaterka.Ma coś bardzo wyjątkowego w sobie co przyciąga wzrok ;).
Kurcze, ja za to jestem rozczarowana, brak atmosfery i magii świąt, no i Skandynawowie raczej nie słyną z poczucia humoru, ciągle czekałam aż wreszcie zacznie się coś dziać, a tu koniec :D
Żadna z postaci nie wzbudza sympatii, największą odrazę czułam do Johany i zupełnie jej nie kibicowałam i te jej miny.
Nikogo nie dało się polubić, no dobra, te dwa usmarkane owsianką maluchy były śmieszne ;P