...bo był dość luźnym serialem o zabarwieniu komediowym, ale pewne rzeczy irytowały. Ci ludzie wszędzie byli razem. Jak ona założyła firmę, to zatrudniła swoich kumpli - tych samych znajomych od imprez, łącznie z tą blondyną. Wszędzie ci sami ludzie, a wśród nich ten gruby kolega, którego rolą było tylko być - on chyba nie wypowiedział ani jednego zdania w serialu, ani nie dotyczył go żaden wątek, ale ciągle przewijał się na ekranie :) Razem pracowali, razem znajdowali się w szpitalu, razem wyjeżdżali na wakacje i razem byli wszędzie w każdej sytuacji, wszyscy się znali i wszyscy się lubili. Żyła bez dzieci 8 lat, założyła firmę (miała do tego głowę?) i sprawiała wrażenie, że one wcale nie są jej potrzebne (a i one wolały zostać z ojcem po rozwodzie). I choć niby za nimi tęskniła, to nie miała pomysłu, jak spowodować, aby wróciły. W ogóle oni zamiast zastanawiać się, jak to się stało, że się przenieśli w czasie, to firmę założyli i spieniężali wiedzę z przyszłości. Kasa, kasa, kasa. Potem blondynka miała urodzić te dzieci, ale przecież to nie byłyby jej dzieci, więc jej radość z ich przyjścia na świat była irracjonalna. W międzyczasie była zazdrosna o swojego byłego i o każdego innego faceta, sama nie wiedziała, czego chce. Ten przyszedł, dał jej kwiaty i już wielka miłość, czyli hop do wyra :) Końcówka średnia. Wyżej oceniam serial "Gdybym cię nie spotkał" o podobnej tematyce, tzn. też z motywem podróży w czasie.