Skoro jest temat o tym kogo lubimy w serialu to tu napiszmy kogo nie lubimy i dlaczego
Santana- Jest fałszywa ma kilka twarzy. Raz jedna osoba jest jej najbliższą rodziną a za chwile potrafi wyciąć tej samej osobie świństwo ( Konflikt Santana-Rachel ) W przeciwieństwie do Kitty której maskę wrednej suki można tłumaczyć gwałtem tak równie poważnego powodu Santany nie widzę. Rozumiem problemy z zaakceptowaniem własnej orientacji ale Kurt też miał z tym problem a nie jechał po wszystkich w około. Po za tym nigdy nie wybaczę jej zniszczenia Bartie i póżniejszych wahań co do Britt Pies ogrodnika sama nie weźmie drugiemu nie da
Sam - jest po prostu głupi
Tina- idealny przykład jak ze znośniej dosyć oryginalnej postaci można zrobić nudną irytującą na każdym kroku postać. Od rozstania z Mikem stara sfrustrowana panna
Unique- O ile Chris z przerysowanego sposobu grania zrobił atut swojej postaci tak na Alexa patrzeć nie mogłem I to nie dlatego że mam coś przeciwko osobom trans ( nie mam ) ale po prostu moim zdaniem Alex grał to tak jak nie powinien.
Generalnie lubię wszystkich w Glee, ale jak miałabym wskazać to:
1) Terri Schuster - zawsze mnie irytowała i nigdy nie rozumiałam, dlaczego Will się z nią ożenił
2) Rachel - przez jej egoizm i egocentryzm
3) Tina - od 4 sezonu, kiedy stała się bardzo podobna do Rachel, chociaż w jej przypadku to było jeszcze bardziej nie do zniesienia
Mniej nieznośni - Sam (w pierwszych sezonach bardzo go lubiłam, ale później na pierwszy plan wysunięto jego głupotę, która nawet przestała być śmieszna) i Unique - zgadzam się ze wszystkim, co napisał marekwyszosiat
Rachel- od 1 sezonu najbardziej irytująca postać serialu, zarozumiała hipokrytka której w głowie tylko ona sama, nigdy nie liczyła się z innymi, jest egocentryczną diwą, tylko wiecznie ja, ja i ja... ( mowa o sezonach 1-3) w 5 sezonie też na nią patrzeć już nie mogłam, teraz nie jest aż tak źle no ale jak nie lubiłam tej postaci tak już zostało.
Sam- w sezonach 2 i 3 był fajnym kochającym, ciepłym chłopakiem którego można było lubić, jednak potem zrobili po prostu z niego debila, który nie dość że romansował ze wszystkimi dziewczynami ze starego ND ( zrobili z niego męskiego playboya) to jeszcze dostał mózg o wielkości fistaszka..
Will- na początku serialu go lubiłam, ale potem jakoś ta postać stała się męcząca i najzwyczajniej nudna
Temat dla mnie!
Szczególną nienawiścią darzę... Mercedes, tak zwyczajnie mnie irytuje i doprowadza do szału, zazwyczaj gdzieś w każdej piosence słychać ją jak 'pieje' gdzieś w tle, nie mówię że ma zły głos, jednak dość irytujący.
Poza tym również nie przepadałam za Unique i Ryderem. Unique był takim nie wiadomo czym, to w końcu chłopak czy dziewczyna...? I wcale nie miał aż tak świetnego głosu, a co do Rydera to był on taaaaaaak nudny i prosty, a grający go aktor, wydaje mi się że zbytnio grać to on nie umiał.. ;/
Unique - wkurza mnie sposób bycia, poza tym myślę, że Alex to okropny aktor
Marley - nudna, nijaka, nic nie wnosząca do serialu
Rachel - choć moja niechęć do niej znacznie się zmniejszyła, ale drażnią mnie takie osoby jak ona "po trupach do celu"
Will - on jest tak denerwujący, że czasami nie mogę wytrzymać. W 1 sezonie spoko, ale potem coraz gorzej..
W sumie tylko tych 4 postaci nie lubię, choć są postacie, które mnie czasami drażnią jak Quinn, Kurt i Blaine, ale to nie tak, że ich nie lubię.
Unique - przedstawiono ta postać w bardzo niesympatyczny sposób, jako rozwydrzoną diwę
Sam - kiedyś fajny, zrobiono z niego idiotę
Tina - popsuta od 4 sezonu
Will - to chyba kwestia aktora
Kurt - denerwuje mnie od początku serialu, chociaż w Nowym Jorku był ok
Mnie w Willu wkurzało jeszcze to że niby powtarzał jak to każdy jest tak samo ważny w Glee, każdy jest utalentowany i trzeba dać każdemu szansę, a w większości przypadków faworyzował Rachel lub Finna... Pamiętam taką sytuację że Emma musiała mu powiedzieć dlaczego nie da szansy innym bo w chórze jest wielu utalentowanych uczniów( rozmowa w odcinku Rocky Horror albo w następnym) i wtedy Will dał szansę zaśpiewania na zawodach Quinn, Samowi i Santanie.
2 rzecz jaka mnie w nim irytowała to skakanie z kwiatka na kwiatek- po rozstaniu z żoną, przyssał się do Emmy, potem było coś z April, Holly i chyba Shelby? taka starsza wersja Sama
Żona Willa-jej się po prostu nie da lubić
Tina-od 4 sezonu jest okropna we wszystkim co mówi i robi (np to jak wytykała Marley że przez nią przegrali) po prostu egoistka
Kurt- w sezonach 1-3 był moją ulubioną postacią, ale potem się zmienił, te wahania nastroju i sposób w jaki zerwał z Blainem...
Artis- po prostu go nie lubie
no i jeszcze Quin, co z tego że była ładna, skoro była wredna i miała do wszystkich pretensje za to że coś w życiu jej się nie udaje..
Największą niechęcią od pierwszego odcinka Glee darzę Kurta. Począwszy od jego wyglądu, stylu ubierania się, przez jego głos i fakt, że gdy śpiewa to nie pokazuje zębów i faktycznie wygląda jakby ich nie miał, przez jego cholerny egocentryzm i ciągłe porównywanie wszystkich innych związków do jego pseudodramatycznego związku z Blainem, kończąc na fakcie, że zrobili z niego typową pipę. Znam różnych homoseksualnych mężczyzn, ale żaden nie jest taką rozmemłaną kluchą jak Kurt.
Nie znoszę również Sama, bo zrobili z niego największą męską dziwkę w Glee. Ma zero mózgu, jest nudny i kompletnie bez charakteru, a leciały na niego wszystkie dziewczyny z pierwszego składu chóru. Dramat.
No i drażni mnie Sue - kiedyś moja ukochana postać, teraz nie mogę na nią patrzeć. Przez 6 sezonów pozostała taką samą zołzą z jakąś chorą obsesją na punkcie Glee Clubu i to już jest po prostu NUDNE.
Co do Kurta to masz 100% racji. Jego mimika, gesty, głos, styl ubierania się po prostu stworzyły z niego - jak to ujęłaś - "pipę". Nie lubię takich ludzi.
Ja Kurta lubiłam nawet w 1 sezonie ale potem już nie i nigdy jakoś nie mogłam pojąć fenomenu tej postaci, ze względu na który wszyscy go tak uwielbiają. To samo tyczy się Rachel niby "główna" bohaterka a najbardziej irytująca ze wszystkich postaci, z tego co zauważyłam inne postacie są o wiele bardziej lubiane niż Rachel
Ja nie oglądam już Glee - skończyłem na 2 sezonie ze względu na Kurta, który mnie naprawdę irytował.
Rachel akurat polubiłem - przerysowana, irytująca... Szczera. Do bólu.
Potem obejrzałem tylko dwa odcinki - pożegnacie Corego i jak wygrali krajowe w sezonie 3.
ty nie pojmujesz fenomenu Kurta, ja nie pojmuje fenomenu Quinn. Wszystko zależy od opinii :)
Kurt polubiłem od 4 sezonu, nie przeszkadza mi.
co do Rachel to ona jest jedną z najpopularniejszych postaci w Glee, może nie w polskim fandomie, ale na pewno w zagranicznym
Quinn - nigdy nie rozumiałam zachwytów nad nią, najbardziej wkurzająca postać moim zdaniem. Kłamała, twierdząc, że Puck jest ojcem dziecka, oszukiwała innych, próbowała odebrać Shelby Beth, nie licząc się z dobrem dziecka, odbiła Rachel Finna... a pretensje miała do wszystkich wokoło, tylko nie do siebie. Wredna, niezdecydowana, wiecznie wymagająca uwagi i pomocy (mieszkała u Mercedes, Joe pomagał jej przy rehabilitacji...).
Aktorka (Dianna Argon) jest naprawdę ładna - jeśli nie nawet piękna- ale to nie czyni jej postaci interesującą; jej głos ma dość przyjemną barwę i pasuje do niektórych piosenek, ale w porównaniu do Lei, Amber czy Nayi jest po prostu bardzo słaby.
Finn - rozumiem, że miłość jest ślepa, ale co Rachel w nim widziała, poza popularnym chłopakiem z liceum...? Jasne, był uroczy, troszczył się o przyjaciół, ale przez "Grilled Cheesus" czy z zapłodnienie w jacuzzi widać, że nie grzeszy inteligencją, a w porównaniu z z Jesse'm śpiewak i tancerz z niego raczej przeciętny.
Tina - od czwartego sezonu każdy widzi jak jest... To znaczy super, że postanowiła w końcu walczyć o swoje, ale nagłe zakochanie się w Blaine to oprócz wziętego znikąd transseksualizmu Beistie najgorszy zwrot akcji w serialu. Przecież znała go już jakiś rok, doskonale wiedziała, że jest w 100% gejem, przyjaźniła się z Kurtem....
Quinn miała swoje za uszami trzeba się z tym zgodzić ale nie zgodzę się z tym że odbiła Rachel Finna :) przecież w 2 sezonie Finn i Rachel rozstali się przez to że R całowała się z Puckiem( będąc z Finnem) bo chciała się odegrać za to że Finn przespał się z Santaną. Kiedy Finn i Quinn zaczęli coś kręcić ze sobą, Finn i Rachel już nie byli parą, a to Finn chciał aby Quinn do niego wróciła, znaczy ona go pocałowała pierwsza ( po tym jak namówił ja do odejscia z Cheeriosek) ale potem uznała że to błąd a to Finn powiedział " może nie udało mi się z Rachel bo nadal czuje coś do Quinn i się z niej nie wyleczyłem" potem cała akcja z tym jak ją namawiał do pocałunku w tej budce i spotkań w audytorium, oczywiście Quinn uległa i zdradziła Sama bo chciała wrócić do Finna, ale bym nie powiedziała że przez nią Finn i Rachel się rozstali no chyba że chodzi o inny sezon? ale raczej nie bo w 3 Finn i Quinn nie byli razem. :)
Unique - nie muszę chyba tłumaczyć
Tina - irytująca egoistka
Quinn - nudna, nijaka, pusta
Marley - patrz Unique
Will - podpisuję się pod wszystkim co mówi o nim Sue... jego moralizatorskie gadki, te zachwyty, zamykanie oczu... bleh
Kurt - lubiłam go, podobnie jak Klaine, ale mi się przejadło (wina Ryana)
kocham wszystkie postacie z Glee, każda wniosła coś pozytywnego do tego serialu moim zdaniem ;3
Unique - chyba najbardziej wkurzająca postać, w 3 sezonie coś wniosła ale od przeniesienia do Glee to była masakra.
Marley - no patrzeć się na to nie da, wiecznie niezdecydowana, nudna, wyje, nie ma nic ważnego do dodania a jakimś cudem ciągle dostawała czas antenowy i tworzono jej wątki. Znielubiłam ją chyba najbardziej jak śpiewała "New York State Of Mind" bo strasznie chciałam usłyszeć jak śpiewa to Lea, a nie ona.
Mercedes - tak jak wiara innych mi nie przeszkadza, to u niej mnie wybitnie raziła, no nie zliczę ile razy w 3 sezonie słyszałam od niej to "praise", ile można. Do tego nie jest interesująca, wiecznie słychać jak się wydziera w tle kiedy śpiewają inni i kiedy przestali ją pokazywać zrobiło się tylko lepiej.
Artie - ogółem jego postać nie była zła, miał dobre momenty, ale strasznie mnie denerwowały te jego wtrącenia, najbardziej pamiętam chyba odcinek o Michaelu Jacksonie, gdzie Artie był już nie do zniesienia.
Tina - no od 4 sezonu to człowiek chciał jej tylko przywalić i kazać zejść ze sceny.
Brittany - jak dla mnie to nie jest wcale zabawna, wszystko co mówi jest głupie i bez sensu, może niektóre sceny z Santaną coś wnoszą do jej postaci. Wątek zrobienia z niej matematycznego geniusza był denny.
Becky - na początku była zagubiona i miło się patrzyło jak Sue jest z nią blisko (już pomijam to jaka Sue się robiła męcząca im dalej w serial), ale jakoś w 3 sezonie miałam jej serdecznie dość i jak tylko pojawiała się na ekranie to wyłączałam dźwięk, to chyba najbardziej denerwująca postać ze wszystkich, a szkoda bo miała wielki potencjał.
Artie-zupełnie nie wiem dlaczego, po prostu irytuje mnie za każdym razem jak coś mówi
Unique- przesadzona postać pod każdym względem, te mega sztuczne uśmiechy najbardziej wkurzające
Marley- chyba najgorsza taka melepeta ze szkoda słów
Rachel-przez 3 pierwsze sezony do szału mnie doprowadzała nie nawidzę takich ludzi ciągle wyobrażałam sobie że jakbym tam byla to bym jej chyba w pysk strzeliła, później trochę się ogarnęła była znośnia po prostu
Mnie dziwi to że Rachel jest jakby nie patrzeć główną bohaterką w Glee i tak wiele osób jej nie lubi, moja przyjaciółka zaczęła oglądać Glee pierwszy raz z jakieś 2 miesiące temu teraz jest w połowie 3 sezonu i zapytałam ją z ciekawości kogo najbardziej lubi a kto ją irytuje. Powiedziała że lubi Mercedes, Santanę, Pucka, Quinn i Sue, a nie znosi Rachel i jak są sceny z nią to je przewija bo nie może na nią patrzeć. Tak samo miała moja mama jak oglądała serial mówiła że na Rachel patrzeć nie może
Może dlatego, że jest główną bohaterką i jest jej po prostu za dużo? Poza tym, bez przesady, Rachel jest chyba obok Santany najpopularniejszą bohaterką. Świadczyć może o tym popularność Lei, która na twitterze ma 4,5 mln obserwujących, więc o wiele więcej od reszty obsady.
Tak samo wiele osób nie lubi Quinn, przez jej fanki.
Tina - długo była gdzieś w tle, a jak już się odzywała to z jakimiś pretensjami do kogoś. W związku z Mikem była nawet ok. Denerwowała mnie jej ciągła zazdrość o Rachel, chociaż wcale nie była taka dobra jak ona. No i jeszcze beznadziejny wątek zakochania i w ogóle nawet przyjaźni z Blainem (jakoś mi to nie pasowało).
Rachel - nie lubiłam jej od samego początku, chociaż z każdym kolejnym sezonem, robiła się coraz bardziej do zniesienia. Podobał mi się jej upór w dążeniu do celu, ale nie kosztem przyjaciół czy tzw. "przyjaciół". I to jej wywyższanie się. Fakt, że świetnie śpiewała, ale długo nie potrafiła docenić też innych. Myślę, że przyjaźń z Kurtem zmieniła ją trochę na lepsze. Gdy oglądałam Glee drugi raz, już mnie nie denerwowała - dziwne.
Żona Willa - miała kilka dobrych momentów, ale ogólnie cieszę się, że szybko się jej pozbyli.
Ogólnie jest jeszcze dużo postaci, które w serialu bardzo lubię i dużo do niego wnoszą, chociaż w prawdziwym życiu pewnie bym z nimi nie wytrzymała, np. Qinn, Santana, Jesse (uwielbiam)...
Kurt. Nie oglądam już Glee między innymi dlatego, że tak mnie irytował. Był jednym z głównych bohaterów, więc ocena dla samego serialu też spadła. Był do bólu przerysowany, utwierdzał krzywdzące stereotypy i miał wkurzający głos, o wyglądzie już nie wspomnę.
Geje są różni i zdarzają się też tacy jak Kurt, ale gejów w seriali było dużo, a on był właściwie jedynym takim. Zobacz np. na Blaine'a czy Sebastiana, którzy prezentowali właśnie inne typy gejów. :)