O ile SG-1/SG:A mogłem oglądać po 10 odcinków dziennie, tak w SGU jeden odcinek na
dzień wystarczył by mnie zamulić do następnego dnia. Szczególnie nie podszedł mi 1
sezon, w którym nic się nie dzieje - ot taka moda na sukces, ona się związał z nim, a on ją
zdradzał z tamtą. Przynajmniej ja odniosłem takie odczucia. Na szczęście serial zaczyna się
rozkręcać w II połowie 2 sezonu by w ostatnim odcinku zaskoczyć dobrym zakończeniem.
Racja. Serialu nie ogląda się łatwo i gładko, i maraton z nim.... nie najlepszy pomysł, początek oczywiście nudnawy, ale jak w każdym serialu i w tym trzeba dogłębnie przedstawić bohaterów, twórcy postawili na dużą ich ilość, i przez to zamulili początek, ale później to doceniłem, ani SG1 ani SGA nie prowadziła wątków takiej ilości bohaterów w jednym czasie, na równej lini tzn. w SG1 wszystko kręciło się wokół zespołu SG1, a na dobrą sprawę wokół szlachetnego O'Neila, SGA to oczywiście nowy zespół SG, powiększony o naukowców i bohaterów SG1, generalnie gdzieś z 7 bohaterów w akcji (reszta statyści) z czego brylował Shepard, a SGU ciągnie dla odmiany "zły" Rush, który jest jednak nie wyżej w hierarchii na ekranie niż Joung, Eli, Scot, Wray, Johansen...