Najbardziej widać to w odcinku o feministkach. Jedynym argumentem są niższe zarobki, ale to właśnie ruchy feministyczne namawiają kobiety do pracy zamiast siedzenia w domu. Jeśli mężczyzna pracuje 10 lat na stanowisku dostaje powiedzmy 5000 $ i przyjdzie kobieta do pracy bez doświadczenia która dotychczas zajmowała się dziećmi to oczywiste jest że dostanie mniej. Nie z powodu tego, że jest kobietą tylko dlatego, że nie ma doświadczenia. To takie proste, że aż żal pupę ściska gdy słyszy się głupoty opowiadane przez feministki.

Tak, jak zwykle... Największym złem tego świata są feministki, rzecz jasna w opinii mężczyzn, którym wygodnie wracać do domu i być obsługiwanym przez uzależnioną od nich kucharkę, prostytutke, praczkę i sprzątaczkę. Bez finansowych środków i możliwości uwolnienia się. Całe szczęście, że dziewczyny miały już tego dość.

Pfff... szczyt głupoty. Co ty niby możesz o mnie wiedzieć?

Z pewnością tyle, że masz niski poziom empatii i że jesteś w grupie ograniczonych mężczyzn, którzy nie chcą stracić swoich przywilejów na rzecz "kobiet bez doświadczenia" mimo, że ich doświadczenie życiowe jest o wiele większe niż urwanego z choinki gogusia, który myśli, że obiad zrobi się sam, a dzieci w domu też wychowują się same (a propos, takie myślenie to jest dopiero szczyt głupoty) Kobieta, która zajmuje się domem pracuje CIĘŻEJ z racji ogromnej wielozadaniowości i jeżeli idzie do pracy (normalnej, etatowej) to psim obowiązkiem pracodawcy jest jej zapłacić tyle samo. Oczywiście, nie rozumie tego ten, któremu mamusia, a później żonka podawała wszystko pod nos bez zająknięcia, bo człowiek nie ceni tego, do czego się przyzwyczai. Mając uprasowane ubranko siada do komputerka i wypisuje brednie o "głupich feministkach", a my po prostu walczymy o zakończenie tej wiecznej niesprawiedliwości i postrzegania nas za gorsze.

Historia jest narracja, co z gruntu rzeczy wyklucza jej obiektywizm.