Jestem właśnie po obejrzeniu tego odcinka. W sumie nieźle to wszystko rozegrali. Widać, że Barney wydoroślał. Sprawa Ted/Robin została bardzo dobrze rozwiązana. Chociaż uwielbiałam ich związek i mała część mnie chce, żeby byli razem wiem, że są na to nikłe szanse. Mam nadzieję, że cała ta sytuacja nie wpłynie źle na ich przyjaźń. Zakłady Lily i Marshalla to świetny wątek ; ). Odcinek ogólnie był dobry, połączenie dramatu i śmiechu. Nie mogę się doczekać następnego odcinka i powrotu Quinn :)
Też właśnie oglądałem i przyznam się, że fajnie zrobiony. Wściekły jak cholera byłem jak pokazali tą matkę tylko "od tyłu", co do wątku Teda/Robin, dalej nie jest jasne jak to się zakończy, przecież Marshall powiedział na końcu, kiedy Lily kazała się wypłacać, że "Not yet", coś mi mówi, że całość rozwiąże się w finale sezonu. Ciekawy wątek z Barneyem, ciekawe czy faktycznie Robin mu przeszła, po tym co mu zrobiła. Cóż, byle do następnego odcinka :).
poszukaj na necie, jezus ludzie macie po 20 pare lat, a trzeba was za reke prowadzic...
Do ciekawostek mogę dodać, że w odcinku wysąpił gościnnie (a przynajmniej tak mi się wydaje) Conan O'Brien. Można go zauważyć w 11 minucie, jak Barney wybiega z baru...^^
To wszystko jest skomplikowane i moje myślenie na temat tego odcinka i ogólnie całej sytuacji jest pełne paradoksów: bo z jednej strony Robin i Ted razem są świetni, i pierwsze sezony w ich wykonaniu były fenomenalne, a z drugiej oni już są na innym etapie życia i czas, by pójśc dalej. Co z kolei sprawia, że paring Robin/Barney jest przeze mnie wyczekiwany! Myślałam, ze już się go doczekamy, po tym jak Barney zerwał z Norą, ale Robin uciekła... Być może będzie tak uciekać do końca życia, choć nadzieję dają pojedyncze sceny z przyszłego ślubu Barneya - z kim on mógłby się ożenić, jak nie z Robin?
zakłady Lily i Marshalla były zabawne, choć w pewnym momencie Lily przesadzała, próbując przeciągnąć na swoją stronę Teda. No i ta końcówka - zagmatwane to wszystko :) Ile jeszcze oni chcą ciągnąć to? 1, 2 sezony? przecież nawet jak Ted pozna Matkę, to można nagrywać dalej, więc nie lapię, czemu mamy tyle czekać, to zaczyna być nużące
słuchaj, jeśli nie wiesz co to jest "pairing", słowo znane w świecie fandomowym, to już twój problem.
Paring, pairing - cóż za różnica? Bynajmniej nie chodziło mi o brak 'i' w środku. Oj, nie.
Aż musiałam wyguglać ten cały 'świat fandomowy', bo nie mam pojęcia, co to. Wyguglałam, wikipedia mówi, że fandom to społeczność fanów fantastyki, mangi, anime i RPG. No fajnie. Co ma ten serial wspólnego z powyższymi? Skoro jakichś dziwnych określeń używa się rozmawiając o Harrych Potterach czy innych Zmierzchach - w porządku. Ale mów w tym dziwnym języku do osób, które go rozumieją. Tu napisz po polsku. Trochę szacunku dla innych.
całkowicie zgadzam się z przedmówcą. Swoją drogą to mi sie kojarzy z tymi wszystmiki łaczącymi się imionami męsko żeńskimi, których uzywaja 13 - 15 letnie fanki seriali typu pamietniki wampirów, gdzie piszą na forum ze czekaja na wątek deleny itd.
szacunek dla współkomentujących mam, ale ty jak widać nie, bo zamiast od razu zapytać, o co chodzi, to używasz przekleństw. Nie myślałam, że o jedno słówko będzie aż tyle jazgotu, no ludzie! Jestem w szoku, że zostałam zjechana tylko o to.
"Pairing" to określenie pary, a fandom obejmuje również świat serialowy <nie wierzę, że muszę to tłumaczyć w XXI wieku> i może na tym poprzestańmy.
Czym jest zdanie 'Cóż to ma być?' jeśli nie zapytaniem? Cholery nie nazwałabym przekleństwem. Filmweb, jak widać, też nie. Przekleństwa cenzuruje, cholerę pisać pozwala. Ciekawe. Zaiste ciekawe jest to, co piszesz.
Używasz słowa 'pairing', a nie wiesz co znaczy. Też fajnie. Pairing oznacza łączenie w parę - czynność, nie samą parę. Po polsku (uwaga, uwaga!): 'parowanie'.
A to określenia manga, fantastyka czy anime nie mogą się odnosić do seriali? Chyba nie wiesz za bardzo, o czym piszesz. To, że fandom odnosi się do konkretnych rodzajów seriali - rozumiem, wyczytałam. Ale nie znalazłam informacji o tym, że odnosi się to ogólnie do świata serialowego (czymkolwiek on wg Ciebie jest). Pokaż mi, proszę źródło tej informacji. Pierwszy raz słyszę (czytam) takie określenie, a w 'świecie serialowym' siedzę od paru dobrych lat.
No, to w XXI wieku fani Harryego Pottera i Zmierzchu wymyślili durne określenia, więc nie do końca wiem, kiedy chciałabyś to tłumaczyć.
Poprzestawaj sobie na czym tylko chcesz. Ale na przyszłość - pisz w języku polskim, bez jakiejś fandomowej czy innej nowomowy - to śmieszne.
"cholera" jest przekleństwem, istnieje w słowniku polskich wulgaryzmów. Poza tym naprawdę nie widzę powodu, dla którego musimy to ciągnąć, a pouczanie mnie na temat języka polskiego - hmm, trafiłaś jak kula w płot.
nie znam się na Zmierzchu, więc dzięki, ale nie skorzystam z propozycji. A co do tego powiedzenia, jak kulą w płot, to po prostu ja zajmuję się językoznawstwem, więc naprawdę nie musisz mnie pouczać w tym względzie. I oczywiście, słowo "cholera" jest nie tak nacechowane negatywnie, jak inne wymienione przez Ciebie, niemniej jest przekleństwem, i jak sama napisałaś - przeszło przez cenzurę fw, czyli rozumiem, że gdyby nie było cenzury, to użyłabyś mocniejszego sformułowania, tylko dlatego, że nie zrozumiałaś jednego, jedynego słówka, i musiałaś się doczepić. Nie wiem, po co w ogóle kontynuujemy taką rozmowę, której główny temat jest taki że ja znam pewne slowo, a ty nie - nie uważasz, że to jest jednak głupie?
Nie widać, byś 'zajmowała się językoznawstwem'...
'Cholera' jest nacechowana negatywnie (w użytym przeze mnie kontekście), nie jest nacechowana wulgarnie. Jest tu różnica.
Są sytuacje, w których wulgarną nie chcę być - ta jest jedną z nich. Gdyby cenzura przepuszczała 'ja pie.rdolę' wciąż bym tego nie użyła.
Głupie jest, owszem. Bo nie wiesz, o co chodzi. Rozumiem słowo 'pairing' (Ty chyba nie - uważasz, że to 'para', nie 'łączenie w parę'). Nie rozumiem natomiast sensu użycia go. Polskie słowo 'parowanie' jest niemodne, niefajne? O co chodzi?
Najlepszy w tym sezonie i jeden z najlepszych w ogóle. Ciekawy, poruszający i w końcu wprowadzający jakieś poważne zmiany. I ten motyw na końcu, z żółtymi parasolkami, symbolizujący takie odrodzenie Teda...
Miodzio. :]
Odcinek naprawdę niezły :)
Żółte parasolki zadziałały tak pozytywnie 'pobudzająco' :D
Dla chętnych końcowa muzyka : http://www.youtube.com/watch?v=WbN0nX61rIs&ob=av2e
dziekuję :)
właśnie miałam pisac z zapytaniem , o jakką piosenkę Florence chodziło :)
A mnie z kolei odcinek się nie podobał: przedłużają strasznie to wszystko; wyprowadzkę Robin i jej rozmowę z Tedem można było spokojnie pokazać w dwóch scenach, a nie wałkować to przez cały odcinek, zakład też specjalnie nie śmieszył, a Robin irytuje mnie swoim niezdecydowaniem. Dobrze, że Marshall prostu z mostu jej powiedział by się wyprowadziła, bo sama (mimo iż wiedziała, że powinna tak postąpić) pewnie nigdy by się na taki ruch nie zdecydowała. Ponadto jest to kolejny odcinek dobitnie pokazujący, że HIMYM to już tylko serial obyczajowy z jedynie drobnymi elementami humoru, a nie komediowy.
Jedyny plus to dla mnie postawa Teda - w końcu jakaś konkretna decyzja z jego strony... No i może jeszcze ta ostatnia scena - faktycznie fajny pomysł z tymi parasolkami.
Robin niezdecydowana? Konkretna decyzja Teda?
Przecież to ona dała jemu kosza, ona mu powiedziała, że go nie kocha i nic z tego nie będzie, Ted do końca na to liczył. To ona się wyprowadziła (za namową Marshalla, ale wciąż to jej decyzja, bez rozmowy z Tedem, bez jego sugestii). To Ted nie zdecydowałby się na to, by 'rozstać' się z Robin, jako współlokatorką. Gdyby Ted chciał podjąć konkretną decyzję, to powiedziałby Robin 'ej, nie będzie tak, wyprowadź się, bo inaczej nie da rady, nie kocham cię i nigdy nie pokocham/kocham cię, ale wiem, że ty mnie nie pokonasz'. Ale nie - Ted jednak wciąż miał/ma nadzieję na coś ze strony Robin. I pewnie jeszcze namieszają w tym wątku (tak sądzę po Marshallowskim 'not yet' pod koniec).
'przedłużają strasznie to wszystko; wyprowadzkę Robin i jej rozmowę z Tedem można było spokojnie pokazać w dwóch scenach'
Równie dobrze w pierwszym odcinku mogli byli pokazać kim jest matka i tyle by z serialu było. O to chodzi w serialach, by wszystko przeciągać, przedłużać, wkurzać ludzi niepokazywaniem ważnych rzeczy... Nie rozumiem zarzutu.
Niezły odcinek :) W końcu wrócili do starego dobrego rozpoczęcia i fajnie wszystko rozegrali. Serial wraca do formy.
pomimo że dużo spraw osobistych przewija się przez serial, co niekórzy uważają zę wtedy jest słaby odcinek, mi się odcinek mega podobał, najlepszy Barney jak wstał w tym łózku ;p
Odcinek z poziomem w końcu powrócił do korzeni za to wielki plus. Od dawna czekałem na odczucie: To już koniec odcinka?!. Jeszcze ta nutka Florence na zakończeniu. Czekam na kolejny odcinek :)
W koncu nie ma Kevina i odcinek na dobrym poziomie. Strasznie drętwa to byla postac i dobrze ze juz go w serialu nie ma. Teraz czekam na rozwinięcie wątku Barneya i Quinn bo czuje ze bedzie bardzo ciekawy i smieszny :)
Zdaje się że Ted wreszcie zrozumiał przesłanie Ciastkowej Dziewczyny z początku sezonu : że nie znajdzie on miłości bo ciągle istnieje trójkąt Ted-Robin-Barney . Zauważcie,że gdy zwracał im uwagę, Robin,że to przez Barney'a i Barneyowi,że wciąż kocha Robin, oboje stwierdzili,że "to nie ma nic do rzeczy" ,czyli naprawdę ma dużo do rzeczy :) Szczególnie,że i Robin wtedy wtedy zakłopotana i Barney stwierdził "że jeżeli ona będzie szczęśliwa to on też będzie" . Końcówka rzeczywiście symbolizuje odrodzenie Teda i pokonanie fatum. w ogóle odcinek bardzo spoko, takimi dojrzałymi akcjami mogliby obstawić kilka odcinków :) A od technicznej strony : do końca sezonu zostało z 7 odcinków,z których pewnie ostatni będzie o narodzinach dzieciaka Lilly i Marshalla, a pozostałe pewnie o Barney'u i jego ślubie, w końcu mało czasu żeby zaczynać coś nowego. No i również czekam na Quinn, występowała jeden odcinek a lubię ją bardziej niż tę Norę :)
Witam Was, dzisiaj zrobilem dla kolegi polskie napisy bo nigdzie nie mogl znalezc, moze wam tez sie przydadzą. Pozdro :)
[url]http://www.speedyshare.com/file/G9S9g/How.I.Met.Your.Mother.S07E17.HDTV.Xvi D-LOL.HI.txt[/url]
Właściwie top chyba był najlepszy lub jeden z najlepszych odcinków tej serii, która ogólnie jest najsłabsza z dotychczasowych serii - niemniej odcinek trzymał b. wysoki poziom i świetnie oddał klimat serialu, który polubiliśmy (w odróżnieniu od masy kompletnie chybionych pomysłów we wcześniejszych epizodach tej serii).
Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie... bardzo dobry odcinek! Poczułam starego dobrego HIMYM! : ) Ostatnie odcinki były dla mnie jakieś chaotycznie, nie wprowadzały nic, a dzisiaj - poruszony wątek matki (ba, nawet częściowo ją ujrzeliśmy), rozwiązana sprawa Robin, Barney, który idzie naprzód, a no i jeszcze Florence na końcu... ;)
Nie wiem z czego to wynika, może dlatego, że w końcu (!) odcinek był poświęcony głównym bohaterom i prawdziwej idei tego serialu, a nie Kevinowi i Robin, co ostatnio mnie frustrowało. Teraz utwierdzam się w przekonaniu, że twórcy dobrze zrobili kończąc ten wątek... :)
świetny odcinek. Takie stare dobre HIMYM :) Jak byłem zawiedziony po ostatnich odcinkach, tak teraz znowu stwierdziłem że ten serial wymiata
Taaaaaaaaaaaaaaaakkkk !!!! a jednak miałem racje i dobrze myślałem , że Robin będzie musiała odejść kurcze odcinek wymiata a powrót motywu parasolki powoduje przypływ pozytywnych emocji z pierwszych sezonów uwielbiam takie połączenie poważnej i śmiesznej atmosfery i mam nadzieje ze będzie takich więcej do końca sezonu
Z jednej strony lubiłam parę T+R, ale z drugiej strony to niezdecydowanie jest trochę irytujące (chociaż w sumie to takie trochę życiowe...) i chyba najlepiej będzie jak każdy z trójki T, R, B zejdzie się z kimś spoza paczki a wątek T+R zostanie definitywnie skończony. Niestety, Marshall na końcu odcinka wprowadza trochę w stan niepewności. Niby nie jest to nic pewnego, bo to tylko jego przewidywania, aczkolwiek szczęściu należy pomagać i może Marshall pójdzie w tym kierunku.
Z drugiej strony, niestety, opcja R+B jest bardziej realna. Te ich deklaracje o braku uczuć - dla mnie niewiarygodne, zwłaszcza w przypadku Robin.
Ale odcinek ogólnie dobry : )
Najlepszym momentem odcinka, było zniechęcanie Marshalla i zachęcanie Lili do obejrzenia kasety! Mistrz ;-)
Niewielki SPAM ale dla osób które odcinka nie widziały - niczego się nie domyślicie ;)
Odcinek świetny - może tak go odbieram bo poziom poprzednich nie był tak wysoki. Co do relacji Ted/Robin to wg mnie bardzo ważne a właściwie najważniejsze w tym epizodzie były ostatnie dwa słowa Marshalla, a mianowicie "Not yet". Czyli możecie wywnioskować sami co miał na myśli - a ja mam takie same zdanie jak Marshall ;)
Mam podobne odczucie, ale jeśli tak się stanie, to na krótko i nie przyniesie to nic dobrego. Niestety (bo uwielbiam tą parę) trzeba się pogodzić z tym, że Robin nie będzie matką... Oczywiście można wymyślać niestworzone historie ale i tak wiadomo, że razem nie będą (jeśli jednak będą razem na koniec to się chyba porzygam tęczą ze szczęścia ;P). Większe szanse na wspólny koniec mają Robin i Barney.
Jak Barney skończy z Robin to stracę do niego szacunek... Po dzisiejszym odcinku i zaprzeczeniu (przez Barney'a) jakiejkolwiek przyszłości związanej z nim i Robin ma go u mnie sporo :D. Barney i Robin nie pasują do siebie...
Też tak uważam. To 2 zbyt silne osobowości. Poza tym, nie wyobrażam sobie ich razem na dłuższy okres. W 5 sezonie było fajnie ale temu związkowi też mogli by w końcu dać jakieś konkretne zakończenie.
Cholera mimo tego co się stało w tym epizodzie, jestem dziwnie przekonany że Ted i Robin jeszcze się zejdą ;)
Było by AWESOME, a gdyby jeszcze skończyli razem byłoby Legen... wait for it... dary! Legendary! ; )
na moje oko Ted będzie z Robin. Barney z Norą/Quinn/ jakaś nowa postać.
wszyscy się upierają , że Ted mówi "Ciocia Robin" . ja widzę to tak - Robin nie może mieć dzieci, więc nie są one Ich biologicznymi dziećmi. stąd "Ciocia" .
a znając pomysłowość twórców, jeszcze inaczej mogą to nam wyjaśnić ;)
Muszę się z tym nie zgodzić. Chyba już wszyscy zapomnieli o poprzednich odcinkach. Chodzi mi o odcinek, w którym Ted widzi piętę swojej przyszłej żony oraz odcinek na imprezie, gdzie ta gubi parasolkę. Nie podoba mi się pomysł Teda i Robin razem. Lubię ich oboje, ale między nimi jakoś nie ma chemii. Pomysł z "Ciocią Robin", wydaje mi się naciągany.
Odcinek świetny. Uwielbiam Florence, więc to był tylko dodatkowy bonus. Poza tym Barney w łóżku i wypowiedź Lily w jego oczach - musiałam obejrzeć to 3 razy.
Zgadzam się z zuzalą - wiadomo od początku, że Ted NIE BĘDZIE z Robin. Choćby odcinek, w którym dowiadujemy się, że Matka była współlokatorką dziewczyny Teda - Robin z tamtą laską nigdy nie mieszkała. Lubię Teda i Robin, ale między nimi chemia była tylko na początku. Myślę, że Robin wyjdzie za Barneya. A odcinek super - Barney budzący się w łóżku LIly i Marshalla, widzieliśmy Matkę od tyłu, parasolki, Florence <3 , sex taśma, zakłady... Jestem ciekawa, co będzie z Quinn. I czekam na powrót domu, który Ted kupił, to mogłoby być ciekawe. Dobrze, że zostało tylko 7 odcinków do ślubu Barneya, bo w końcu tam MUSI pojawić się Matka ;)
Co to za pomysły, że Ted będzie z Robin?! Serial sam w sobie temu zaprzecza, więc nie ma co snuć teorii czy dzieci są adoptowane czy nie. Według mnie Robin zejdzie się z Barney'em i to będzie ich ślub. Pamiętacie jak w jednym z odcinków Ted rozmawiał przed ceremonią z Barney'em i przyszła Lily i powiedziała, że panna młoda chce z nim rozmawiać! Nie widzę sensu żeby chciała z nim rozmawiać Quinn lub Nora i to będzie jak nic Robin!