Niech lepiej zapłacą aktorom za dodatkowe parę dni na planie żeby dograć nowe sceny np. końcówkę gdzie zamiast mówić o śmierci i jak to by Ted chciał (znowu) przelecieć Robin, scenę gdzie obok dzieci pojawia się Tracy i pyta się o czym rozmawiali (albo każdą inną scenę gdzie matka żyje). I jeszcze żeby zdubbingowali głos Teda na głos Narratora (jakoś dziwnie się to oglądało jak stary Ted zmienił głos), i oczywiście sceny rozpadu małżeństwa B&R.

Nie wiem czy ktoś z was oglądał parodie zakończeń umieszczone gdzieś na yt z dwa lata temu.
Szczególnie podobały mi się zakończenia:

1) kiedy dzieci przerywają Tedowi jego historię, mówiąc, że jego historia jest najdłuższa, najbardziej szczegółową itp i krzyczą do Tracy "mamo, jak poznałaś tatę?" Na co ona odkrzykuje "gdzieś w barze" co teraz zmieniłoby się "na peronie" bądź coś o tym, że zobaczyła go na ślubie itp i wtedy Ted się zamyka xd

2) Ted kończy swą opowieść "and, kids, this is how I met your mother" i pyta "czy słyszeliście historię..." , dzieci przerywają "słyszeliśmy" .. "a tę historię" "słyszeliśmy" "a opowiadałem wam kiedyś..." "SŁYSZELIŚMY!" tak, to mnie rozwaliło xd

Hm... Zgodziłbym się z usunięciem śmierci Tracy - to chyba najbardziej kontrowersyjne rozwiązanie. Nie po to 9 lat oglądaliśmy serial i czekaliśmy aż Ted pozna matkę, żeby na samym końcu dowiedzieć się, że nie żyje.
Natomiast kolejnych wątków jakoś nie popieram. O ile jeszcze można by "nie rozwodzić" R&B (chociaż to naprawdę "naturalna" kolej rzeczy w ich przypadku), to już trzymanie się paczki razem przez te wszystkie lata jest po prostu tak nie życiowe, że aż bardzo sztuczne.
Ludzie dorastają i ich drogi się rozchodzą. Można sobie wyobrazić, że raz na jakiś czas spotykają się wszyscy przy jakiś większych okazjach. Ale kazać im całe życie spędzać w jednym barze to już przesada. Mają dzieci, mają swoje związki, kariery - tak się po prostu nie da ;)

Dziś obejrzałem finał HIMYM :( Jestem smutny :(

Smutno mi, że się skończył. Powiem więcej - finał mnie zawiódł. Pamiętam jak Chendler i Monika z Przyjaciół wyprowadzali się z mieszkania. To był miłym końcem. Ja mam teraz 30 lat. Mam synka, który ma nieco ponad rok. Jestem 4 lata po ślubie z dziewczyną, w której zakochałem się w 7 klasie szkoły podstawowej. Nie wyobrażam sobie, że mogłoby jej nie być w moim życiu, a tu Ted po 9 latach opowiadania jak poznał matkę swoich dzieci defakto chce być z inną? NIE! Jak scenarzyści mogli zabić matkę dzieci Teda?

To nie jest legen-czekajcie-darne. To jest niewątpliwie oryginalne, ale słabe...

Mam bardzo podobne odczucia jak Ty. Jestem niewiele starszy i mam niewiele dłuższy "staż" małżeński. I ja też nie wyobrażam sobie takiego "finału" mojego małżeństwa.
Dlatego jak napisałem wcześniej - sam chciałbym żeby ten wątek zakończył się inaczej.
Natomiast kwestia całej paczki - to mi się podoba. To taka życiowa, naturalna kolej rzeczy. A przecież to nie jest tak, że oni wszyscy całkowicie tracą ze sobą kontakt. Po prostu nie jest "jak dawniej".
Ja tez swoich starych przyjaciół nie widuję na co dzień. Ja jestem w UK, inni w Niemczech, jeszcze inni w Polsce - w różnych miastach. Nie mamy i raczej mieć nie będziemy możliwości stałego osobistego kontaktu. Zatrzymanie serialowej paczki w miejscu było by może miłe ale na maxa nierealne, nieprawdziwe...

Ja nigdy nie miałem takiej paczki strikte jak w Friends czy HIMYM, ale mam grupę przyjaciół z czasów LO, z którymi widuję się kilka razy do roku i z każdym z nich widujemy się na ślubach itd. Jeden z paczki jest w USandA i przylatuje do PL raz na 3 lata i wtedy mamy takie reuniony, drugi pracuje w Szwajcarii w CERN i też bardzo rzadko jest w PL, ale jak już jest to się spotykamy obowiązkowo. To trochę tak, że ten naturalny bieg życia uniemożliwia życie "tak jak dawniej" ale z tymi, którzy są blisko (ja jestem w Wieliczki, reszta z Krakowa) spotykać się można często, na każde święta wysyłać kartkę czy coś...

W HIMYM koniec jest ... brutalny.

Bo życie jest brutalne niestety...