Nie przepadam za musicalem, ale tutaj mi się spodobał. Coś innego, ale mimo wszystko wnoszącego coś do fabuły. Można było się pośmiać, ale też uronić kilka łez na np. ostatnim występie..
Ja nie poznałem aż do momentu gdy zaczęła śpiewać DEBBIE GIBSON!!!!! Byłem w podstawówce gdy była popularna!! Łezka się zakręciła...jestem stary ;-(
Szczególnie w duecie z ojcem w "I dreamed a dream". Nigdy wcześniej Lucyfer nie obnażył się aż tak w swoich uczuciach. To było mocne. Odtrącony, załamany chciałoby się rzec, człowiek.
Zabawne, ja mam wręcz odwrotnie. Uwielbiam musicale, ale tutaj tak bardzo mi to nie pasowało, że aż zniszczyło mi całkowicie wizję Lucyfera, a całość mnie po prostu strasznie wynudziła.
Jak juz pisalem w innym temacie,nie przepadam za musicalami tak ten mi sie bardzo podobal,usmialem sie nie raz do lez,bo i byl motyw tych ekscesow,niby wada Boga,sam wystep na boisku gdzie byla zbrodnia i byl wystep Quin to masakra,usmiech mi do konca nie znikl:P Jak juz tez pisalem,w tym odcinku byl problem Dana,gdzie Bog mu wypomnial ze spal z jego zona{Boginia}co Amenadiel potwierdzil,naprawde super odcinek,jak sie na to inaczej spojzy,jeszcze raz napisze,musical to dzielo Boga,bo defektowal co mu Michal wmowil i tak nalezy go odebrac:D