Ostatnie sceny mistrzowskie moim zdaniem,
Don ostatecznie osiąga harmonię, jest pogodzony ze sobą i może wrócić do swojego dawnego życia (o czym świadczą rozmowa Stana i Peggy oraz zakończenie rozmowy Peggy i Dona) jako nowy człowiek.
Rozumiem metaforę ze skrajną ucieczką - nie bez powodu pokazany jest w jednej z ostatnich scen na skraju klifu jakby na końcu świata. Nie ma już gdzie uciekać dalej.
Ale nie do końca przekonuje mnie ta jego ostateczna przemiana i osiągnięcie harmonii. Don już wiele razy uciekał i upadał. Nie widzę w tych ostatnich scenach uzasadnienia, dlaczego tym razem miałoby być inaczej, dlaczego miałby się ostatecznie zmienić.
Pobyt w tym hippisowskim ośrodku wydaje mi się groteskowy, a przemiana Dona iluzoryczna i nieuzasadniona. Co sądzicie?
Rozmowa z Peggy rewelacyjna! Ostateczna spowiedź. Peggy była osobą, która najbardziej zbliżyła się do tej jego autentycznej, rozdartej, zagubionej części osobowości. I to Peggy jest osobą, która jako ostatnia rozmawia ze starym Donem, i której mówi "good bye".
Wątek Betty też zakończony świetnie. Na końcu zostaje przy niej tylko Sally.
Joan ma w końcu wymarzoną niezależność. Należało jej się. Nie wyobrażam sobie, że mogłaby wybrać inaczej i znowu uzależnić swój los od jakiegoś faceta.
Żałuję tylko, że Peggy nie zgodziła się na wspólną spółkę z Joan, to by było dopiero feministyczne zakończenie. :) No ale może nie na tamte czasy jeszcze.
Że Peggy i Stan będą razem można było już od początku 7go sezonu wyczuć, żadne zaskoczenie.
A Rogera trochę mi żal. Myślałam, że jakoś z większą fantazją zakończą jego losy. ;)
Wiedziałam, że to nie koniec historii Joan Harris. Też żałuję, że bez Peggy. Chociaż "Holloway Harris" też brzmi nieźle. Cudne to było :)
Co do Rogera to mi się podobało. I to jak podsumowała to Joan, że jest to niezły bałagan.
Ja nie traktuję tego pobytu jako przemiany Dona, tylko tak jak już napisałam w poprzednim wątku odejście Dicka Whitmana, a narodzenie Dona Drapera. Jeśli to byłaby przemiana i osiągnięcie harmonii to byłabym tym zawiedziona.
Wszystkie rozmowy w tym odcinku były wspaniałe, mam na myśli te telefoniczne. Tytuł odcinka "Person to Person" nabiera głębi. Niby przez telefon, a jakie ważne rzeczy powiedziane. Wyznanie miłości Stana i Peggy mistrzostwo! Reakcja Peggy i to jak zagrała Elizabeth Moss fantastyczne! I faktycznie nikt nie zbliżył się do Dona tak jak Peggy. Rozmowa Dona i Betty, och jak to było zagrane.
Sally - uwielbiam tą postać i Kiernan Shipka, która ją gra, mam nadzieję że to początek jej kariery aktorskiej. Na początku mała słodka dziewczynka, potem nastolatka nie mogąca dogadać się z własną matką, a na końcu córka, której matka umiera i jest dla niej wsparciem.