Na razie Paradise - nie tylko ze względu na pierwszeństwo w czasie - wydaje się nowocześniejsze
przez główną bohaterkę i logikę potencjalnej relacji z bohaterem-wdowcem...
Kocham "Paradise" a szczególnie wątek romantyczny. Tutaj raczej nie będzie relacji szef-zdolna sprzedawczyni, wydaje mi się, że wątek Agnes będzie przebiegał osobno. Ale sam Selfridge miał wiele kochanek. Zobaczymy jak akcja się rozwinie.
Wiadomo, że na razie "Paradise", ale głównie dlatego, że już się skończyło, a tu mamy dopiero początek. Ciekawe jak się rozwinie. Ja na razie stawiam na "Paradise". Ale przyznam, że Mr. Selfridge ma coś w sobie :)
Oba seriale przypadły mi do gustu. Obawiam się, że "Mr Selfridge" może się skłaniać później ku nadmiernej sentymentalności i melodramie - tak jak to miało miejsce z "Downton Abbey". Chociaż tutaj pisze Andrew Davies, a do niego jednak mam zaufanie.
Ja na razie oglądam tylko "The Paradise" i jak skończę pierwszy sezon to zabieram się za "Mr. Selfridge". Mam nadzieję, że jest równie ciekawy jak "The Paradise".
Dla mnie "Paradise" - czarujacy - Emun Elliot oraz Joanna Vanderham, bardzo przyjemyny i wciagajacy serial.
Natomiast w "Mr. Selfridge" nie moge zniesc tej sztucznej gry glownego bohatera Jeremy Pivena /Mr. Selfridge.
Jak dla mnie - zdecydowanie lepszy jest "Mr Selfridge"!
"Paradise" - nudne, naciągane, rozczarowujące - zresztą moją obszerniejszą opinię wyraziłam na forum tamtego serialu.
"Mr Selfridge" - ciekawsze wątki, widać, że przemyślane i rozplanowane na 10 odcinków (czyli kontynuowanie pewnych historii i ich zakończenie). Obejrzałam go w trzy dni i jak dla mnie jest to serial zamknięty. Ale wyczytałam na tym forum, że będzie kontynuacja. Szkoda, bo może już być naciągane.
Zdecydowanie "Mr Selfridge". Nieprawdopodobna energia i kreatywność głównego bohatera, znakomita muzyka, pełnowymiarowe postaci, pokazanie pewnych zdarzeń i postaci historycznych poprzez dzieje domu towarowego, a co najważniejsze - świetnie przemyślana fabuła, trzymająca w napięciu od pierwszego do ostatniego odcinka. Do tego znakomite aktorstwo i chyba niespodziewanie wybijająca się na pierwszy plan Aisling Loftus jako Agnes.
"Paradise" zaś tak mocno skupia się na perypetiach uczuciowych trójkąta Denise-Moray-Katherine, że ciągnie w stronę melodramatu, a w zasadzie powieści gotyckiej, z niejednoznaczną przeszłością głównego bohatera (żeby on był chociaż trochę podobny do pana Rochestera z "Jane Eyre"...) i demonicznym Jonasem. Nie przekonuje mnie, choć miło było obejrzeć i odnotować świetny epizod Arthura Darvilla w roli ambitnego fryzjera.
Paradise po kilku odcinkach zrobiło się nudne i przestałam oglądać... Za to Mr Selfridge jest naprawdę ciekawe ;)
Mam wrażenie, że drugi sezon "The Paradise" był lepszy - z kilkoma zwrotami akcji, które nie pozwoliły na nudę, ciekawą nową męską twarzą i bez nieustannego wzdychania Denise i Moraya :-)
Tym bardziej czekam na drugi sezon "Mr Selfridge". Jeśli tez będzie lepszy, czekają nas niezapomniane wrażenia.
Zdecydowanie "The Paradise" - serial pełen uroku i wdzięku czego brakuje Mr Selfridge. Bohaterów Pradise lubi sie od poczatku, zarówno postacie główne jak i drugoplanowe, natomiast w Mr Selfridge nie bardzo udało mi się poczuć sympatie do postaci, a juz Selfridge mimo najszczerszych moich chęci polubienia go wzbudzał wyłącznie negatywne odczucia i to nie tylko postać ale i aktor ze swoja beznadziejna grą. Oczywiście to moje subiektywne odczucia wobec seriali , ale ja właśnie tak je odebrałam.
"The Paradise" obejrzałam jako pierwszy serial i myślałam- nic nie może sie temu równać. Jasne, czasami już ten melodramat pomiędzy głównymi bohaterami mnie denerwował- on nie może, potem chce, potem ona czeka, znowu ona nie może itd. Ale jednak cała atmosfera sklepu, każdy odcinek wypełniony wspaniałymi pomysłami- to nie mogło sie nie udać. Czasami były mało rozwinięte postaci drugoplanowe, ale nie można mieć wszystkiego prawda? Bardzo żałowałam, że nie będzie trzeciego sezonu.
Potem odkryłam "Mr Selfridge". Pierwszy odcinek- taki sobie. Drugi odcinek- trochę lepszy. W trzecim odcinku główny bohater zaczął wywoływać we mnie mieszane uczucia. A przecież o to chodziło scenarzystą serialu.
Po obejrzeniu pierwszego sezonu muszę stwierdzić, trochę z zakłopotaniem, że jednak myliłam się co do oceny "The Paradise".
"Mr Selfrige" jest o wiele lepszy. Na pewno bardziej życiowy. Wątki poboczne wspaniale rozbudowane, więcej się dzieje, niż w "Wszystko dla pań". I choć na poczatku zdawało mi się że aktor grający naszego wizjonera jest nieco sztuczny, to na pewno rozkręcił się w następnych odcinkach, pokazując, że ten jego szelmowski uśmiech to jedynie fasada, maska, za którą kryje się raczej słaby człowiek, który, żeby stłamsić swoje lęki, zdradza żonę, często nie patrząc na konsekwencje. Smutne.