Następnie z sentymentem wróciłam do Full House. I wiecie co mi się rzuciło w oczy? Oprócz tego, że oryginał był mniej pozerski, niósł za sobą jakieś umoralniające wartości, ale może to dostosowanie do nowego pokolenia;)
Otóż większość wątków wydaje się powtórzona, ale nie tylko w formie analogii, nawiązania, lecz kopii... Z jednej strony pokazanie tych samych tematów w nowych czasach jest ciekawe a zarazem sentymentalne, ale z drugiej strony nieco... rozczarowujące? A jakie są wasze odczucia? Też wam się to rzuciło w oczy?:)

Mi się nie spodobał już punkt wyjścia "Fuller House", który jest niemal dokładnie taki sam, jak w przypadku oryginału (tyle, że to taki "negatyw" - tam było trzech mężczyzn i wdowiec z trzema córkami, tu trzy kobiety i wdowa z trzema synami). Zamiast robienia z DJ wdowy z trójką dzieci, można byłoby z niej zrobić na przykład żonę w separacji z mężem, która na czas tej separacji zamieszkuje z dziećmi, siostrą i kumpelą. Wtedy mielibyśmy w serialu przewijający się wątek z mężem, próby ułożenia sobie życia niby osobno, a jednak nie całkiem, bo dzieci, a potem nie całkiem, bo może jednak rozstanie to nie jest dobry pomysł... Wątek skutkowałby wiadomym pytaniem: będą ze sobą, czy nie? Rozwiodą się, czy wrócą do siebie? Plus spotykanie się z nowymi mężczyznami przez DJ, próby godzenia tego z tym, że jeszcze nie jest rozwiedziona... Na pewno wniosłoby to coś nowego do fabuły i można by się było pokusić o większą oryginalność, a jednocześnie istniałoby wciąż sporo możliwości do nawiązywania do przeszłości i zaspokajania sentymentu widzów.