Serial jeszcze nie wyszedł, a wy już po nim jedziecie jak po burej suce. Ja wiem że Netflix przesadza z poprawnością polityczną. I to dość w dużym stopniu. Ale tak ciężko jest potraktować jakiś serial lub film z przymrużeniem oka i spróbować po prostu go obejrzeć nie patrząc przez pryzmat dotychczasowych powieści i ekranizacji? Spróbować się po prostu wczuć w to co się dzieje? Ja daję temu szansę pomimo tych wszystkich wad. Wypowiem się jak obejrzę.
Tylko po co tworzyć film o legendach arturiańskich jeśli nie po to by nawiązać do dotychczasowych powieści i ekranizacji?
Jeśli twórcy chcieliby się od nich odciąć, to by wywali odniesienie z opisu i zmienili imiona bohaterów. Wyszedłby serial fantasy mający możliwość wykreowania własnego uniwersum, własnej marki i zaadresowania ważnych dla Netflixa tematów (jak rasizm i inna poprawność polityczna).
Mam wrażenie, że wiele osób nie rozumie co to znaczy, ze produkcja jest INSPIROWANA jakaś historią. Albo tego, ze w sztuce jest normalne, ze produkcje są zmieniane, unowocześnianie aby lepiej korespondowały z aktualna rzeczywistością. A aktualna rzeczywistość, szczególnie ta w UK czy USA to multikulturowość.
Ja się tam z Tobą zgadzam i obejrzę dalej. Pierwszy odcinek mi się podobał a nawet czarny Artur wcale mi nie przeszkadza. Czepianie się i tyle.
Ja jestem po trzech odcinkach. Można oczywiście zignorować inne dzieła inspirowane legendą arturiańską... ale to nie sprawi, że serial staje się dobry.
"The Cursed" to bardziej (zwyczajowo) netflixowa papka poprawnopolityczna z dodatkiem mitów i legend. Wszystkie punkty (wliczając homoseksualizm) są tutaj realizowane niczym wg. jakiejś instrukcji. Dochodzi jeszcze kopanie kościoła po kostkach (bo całej religii nie dało się z powodu założeń opowiadanej historii)... Nie oferuje nic ciekawego. Aktorzy w większości zostali dobrani ze względu na wygląd zewnętrzny. Czarnoskórymi chyba jedynie wypełniano parytety ponieważ aktorsko kuleją najbardziej.
Tylko Skarsgard i jego otoczenie daje radę warsztatowo. Ba - jego Merlin przykuwa moją uwagę dzięki czemu nie zasypiam podczas seansu.
Będę oglądał dalej ale muszę od razu przyznać się do jednego - "Przeklęta" leci w tle gdy wykonuję inne czynności. Oglądam ją przy okazji. Gdyby miała stanowić punkt główny wieczoru... nie zdzierżyłbym.
Ale mogę przyznać jej jedno - mniej mnie irytuje niż "Wiedźmin".
Przecież po samym zwiastunie było widać jaki serial dostaniemy, więc nie ma się co dziwić przedwczesnemu, ale trafionemu w punkt hejtowi. Tego serialu naprawdę nie da się oglądać. Nawet gdyby nie był on inspirowany legendami arturiańskimi, to myślę że i tak spotkałby się ogromną krytyką, bo to po prostu kolejne dziecinne fantasy od Netflixa, a robią tego co raz więcej...