Dla mnie on zepsuł rolę Holmesa. Robert z tych nowych Sherlocków jest lepszy. Tylko w
Ostatniej zagadce dobrze zagrał, ale i tak Holmes z książki zachowywał się od tego całkiem
inaczej.
Masz rację, zupełnie inaczej, ale nowy Holmes też jest inny.
Brett jest intrygujący i sprawia wrażenie inteligentnego, gra postać trochę mroczną i taką której na pierwszy rzut oka nie da się lubić. To mi się właśnie w nim podoba, ale rozumiem, że jako fan powieści i tego książkowego klimatu jego gra ci się nie podoba.
pzdr ;)
Nowy też jest inny masz racę, ale bardziej przypomina "mojego Holmesa" niż Brett.
Również pozdr.
Cóż nie da się ukryć, ze nowy Holmes ma tę szczyptę łobuzerskości, którą uwielbia dorzucać swoim bohaterom Ritchie, a Holmesowi z takim obliczem baaardzo do twarzy! ^^
to wyrosło na ogromny symbol tylko dlatego, żeby nie był "goły" i jak każdy bohater miał swój atrybut, co zaczęło się już od Zeusa :D
W którymś serialu, lub filmie mu dali i tak zostało :D
Ale wkurzają mnie krytycy "znawcy", którzy piszą, że nowy Holmes zachowuje się inaczej niż w książce- nie ma czapki i boksuje się. Po prostu widać, że czytali Sherlocka xD
Haha, cóż je nie mogę udawać znawczyni, bo książkowy Sherlock jest mi obcy. Kto wie w której grupie bym była gdybym-jak w sumie powinno się robić- najpierw przeczytała, a nie obejrzała,
ale- szczerze- myślę, że filmowi Sherlockowie by mnie kupili, tak czy siak :D
cóż wszystko przede mną,ale dzisiaj zamiast czytać robię sobie Brettowy wieczorek, w oczekiwaniu na nowego Holmesa, będę uśmierzać ciekawość starymi odcinkami :)
Był świetnym bokserem, pływakiem, skrzypkiem, aktorem, chemikiem, wielbicielem sztuki, palaczem, pisarzem, narkomanem, bibliofilem, pszczelarzem... Jak ostatnio czytałam, to często nosił szlafrok. Czapki ni cholery nie pamiętam.
tę słynną czapeczkę, rzeczywiście, miał zaledwie parę razy, ale w serialu z Brettem, przecież też jej nagminnie nie nosi, częściej paraduje w cylindrze :)
Boks boksem, ale w filmie z Downey'em Holmes zachowuje się momentami jak jakiś ninja - a ninją Holmes nie był, no ale oba te filmy były robione na film akcji, a nie detektywistyczny... ;)
Czapeczka stała się atrybutem Holmesa podobno dzięki pierwszemu ilustratorowi opowiadań Conan Doyle'a.
Dla nie nowy kinowy Sherlock ma za mało z gentlemana, zaś Brett odegrał świetnie ekscentryka-dziwaka, który dziko wyrywając się ze społecznych ograniczeń swej klasy pozostaje gentlemanem w każdym calu. Jako kreacja filmowa to genialna postać, ale nie mogę się odnieść, który jest bardziej podobny do książkowego, bo tylko liznęłam literackiego odpowiednika... obawiam się, że żaden z nich...
Nadziwić się nie mogę twojej opinii. Wprawdzie nie przeczytałem wszystkich nowel, opowiadań i powieści, w których bohaterem jest Holmes, ale zdecydowaną większość. Brettowy Holmes jest najbliższy książkowemu oryginałowi, doprawdy nie wiem jak można to podważać. Narkomania, charakterystyczne gesty, niechęć do kobiet, nikotynizm, to wszystko można zobaczyć u Bretta i przeczytać u Conan Doylea. Nawet wysokie czoło się zgadza.
Zgadzam się z tobą Mordechaj, Brett jest najbardziej podobny do książkowego Holmesa. .. Mimo to uwielbiam Dawneya w tych nowych filmach jest dowcipny i inteligentny zarazem plus tego bardzo przystojny co podnosi w moich oczach jego ocenę ;)
Jeśli miałabym jednak wybrać mojego ulubionego Holmesa to wybieram tego z serialu Sherlock z BBC, tyle w nim geniuszu i dedukcji.
SUPER!
Ja również przeczytałam wszystkie opowiadania i nowele, widziałam też wielu aktorów wcielających się w postać Holmesa i żaden z nich nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak Brett, jego niesamowita gra aktorska i, moim zdaniem, idealne wczucie się w rolę zwaliło mnie z nóg :) dla mnie jest i zawsze będzie najlepszym Holmesem ;)
Nie obejrzałam jeszcze serialu, ale gdy czytam Wasze opinie o tym, jak Brett pasuje do książkowego Holmesa, to wręcz czuję, że obejrzenie serialu z Brettem jest moim obowiązkiem :)
Taaak! Obejrzysz, a nie pożałujesz :D Oczywiście, jeżeli lubisz książkowy pierwowzór ^^ Ale chyba kiedyś pisałaś, że lubisz? :)
To żart? Ja akurat teraz czytam książkę po raz kolejny z Holmsem, a dziś oglądałam serial i dla mnie Brett jest perfekcyjny. Serial obejrzałam już dawno i obawiałam się, że teraz jego gra wyda mi się gorsza, ale nie, nie rozczarowałam się. Wcześnie myślałam też, że Robert jako tak pasuje, ale teraz uważam, że jest całkiem inny.
Z jednej strony nie dziwi mnie twoje zdanie bo kinowy Sherlock jest bardziej "bajerandzki" i bardziej przystaje do dzisiejszych kryteriów bohatera co potrafi wszystkim obić mordy, poderwać każdą kobietę uroczym spojrzeniem a kule omijają go na kilometr. I to jest ta "fajna" wersja bohatera.
Ale książkowy Holmes nie był takim bohaterem. Stronił od walki jak się tylko dało chociaż umiejętności miał. tylko raz się nimi pochwalił w Solitary Cyclist. Nie zawsze mu to na dobre wychodziło bo Illustrious Client ledwo uszedł z życiem. Miał niechęć do kobiet i nigdy im nie ufał. Pomimo cytat "kociego" upodobanie do higieny zawsze wyglądał jak prawdziwy gentleman. Na pewno nie pił płynu dla umarlaków... Był tajemniczy, trochę mroczny i często milczał ale nie był świrem trzymającym kozę w domowym buszu i regularnie podtruwającym psa (którego nawiasem mówiąc Watson nigdy nie miał). Tak więc Brett o wiele lepiej oddał tą postać. Ja wolę tą Brettową wersje Szolmsa...
Mi tu chodzi bardziej o głoś i twarz.
Gdyby Robert miał fryzurę Bretta i grał tak jak on były idealnym Holmesem.
Gdyby... ale nie miał. Poza tym to jeśli by porównać opis ruchów, mimiki i ogólnie rzecz ujmując budowy ciała Holmesa (szczupły wysoki, szpakowaty) to świetnie pasuje do Bretta. Junior by już tak idealnie nie pasował. Jeśli przyjrzysz się np ilustracjom z wydań Strand jak były pierwszy raz wydawane to zobaczysz że Brett ma prawie identyczne rysy twarzy. Tego się nie da odwzorować charakteryzacją. Musieliby chyba Juniorowi nos dokleić i cyfrowo go "wydłużyć". No i wątpię czy Downey'owi udałoby się tak świetnie oddać akcent Holmesa który jest brytyjskim gentlemanem a nie amerykańskim rozrabiakom. Ja lubię Robercika ale do tej roli lepiej pasował Brett. Niech sobie dalej fruwa we stalowym wdzianku...
Ja wersji z R. Downeyem nie widziałem, więc się nie wypowiem, ale Brett w mojej opinii zagrał znakomicie. Czasem może troszeczkę szarżował nad to z gestykulacją i mimiką, ale z tych aktorów, których znam z filmów (a kilku ich widziałem) Brett był najbliższy literackiej wizji tej postaci. Dziwak, który czasem potrafił być strasznym egoistą, egocentrykiem, potrafił być bierny, wybrzydzał przy wyborze spraw i wpadała w irytację, gdy proszono go o rozwikłanie jakiejś, z pozoru, błahej zagadki (jak był bodajże w 'Energicznej guwernantce', oryginalny tytuł COPPER BEECHES).
Holmesa w brew pozorom bardzo trudno jest zagrać. Wielu starych fanów najwyżej ceni interpretację Basila Rathbone'a z serii z lat 1939-46, ale chyba trochę na wyrost. Wizualnie był to Holmes idealny, ale psychicznie już nie, taka jest przynajmniej moja opinia. To znaczy - Rathbone'a ogląda się znakomicie, ale jak na Holmesa jest on nazbyt żywiołowy, otwarty, a Holmes taki nie był.
Co do czapeczki, z tego co ja się orientuję, jest ona zasługą autora ilustracji, Simona Pageta.
Co do czapki masz rację. I to chyba tylko w "The Adventure of Silver Blaze". Jest opisana jako "czapka podróżna z klapami na uszy" (Tłum własne ""earflapped traveling cap")Po za tym SH występuje głównie w cylindrze. Nie wiem czemu wszyscy uczepili się tej czapki jako symbolu SH...
Podpisuję się pod wypowiedzią kolegi.Mam w domu wszystkie opowiadania o SH.Brett jest Holmesem,zachowuje się w serialu dokładnie tak jak literaturze.A jeśli chodzi o czapkę-większość (nie wiem dlaczego)zapamiętała Bretta w niej.A przecież on najczęściej był w cylindrze (przypomina mi się skończona przez ze mnie wczoraj gra "Testament SH",gdzie twórcy ewidentnie opierali się na tej brettowskiej serii).Downeye'a lubię,ale on nie jest Sherlockiem.Kinowy Sherlock to dla mnie połączenie SH+House+Arsene Lupin.Same filmy to niezła rozrywka,żadne tam arcydzieło.
No właśnie twarz moim zdaniem Brett ma lepszą - chociażby dlatego, że Holmes miał jastrzębi nos, Downey takiego nie ma i generalnie wygląda zbyt sympatycznie moim zdaniem ;)
A co do zachowania - przeczytałam kilka opowiadań skupiając się głównie na zagadkach, jakiś rok później zaczęłam oglądać serial z Brettem, też nie byłam przekonana do niektórych zachowań - nigdy na przykład nie pomyślałam o tym, że Holmes mógłby się śmiać, a już na pewno nie tak jak robi to tutaj, ale potem przeczytałam ze skupieniem cały kanon i to wszystko tam jest ;)
Hahaha, miał! :D Czytałam ostatnio "Studium w Szakrłacie" i jest tam powiedziane, że John wnosi na Baker Street swojego szczeniaka buldoga.
To może ja już nie pamiętam.... ale to pewnie było jakieś jedno zdanie na wszystkie opowiadania bo inaczej bym pamiętała.
Buldog Watsona był tylko wspomniany jeden raz w "Studium..." ale nigdy się nie pojawił - Doyle zrezygnował z niego lub o nim zapomniał.
Po prostu biedny pies nie wnosił nic do całej akcji :) Ale moim zdaniem, gdyby Sherlock miałby go jakoś wykorzystywać w swoich eksperymentach, to byłoby dokładnie tak jak w filmie Ritchiego ^^
Szkoda, że piesek nie pojawił się nigdy więcej. Myślę, że w opowiadaniach Doyle'a mógłby odegrać czasem jakąś ważną rolę.