Ksiądz po prostu przeszedł samego siebie. Zgarnął pieniądze, dzięki którym wbił się prawie na szczyt, rozkochał w sobie kobietę, przespał się z nią, a i tak ją zostawił w imię "Boga". Jak widać każdy ma innego Boga - dla niektórych są to pieniądze, władza, a dla Ralpha to była kariera. Czy on naprawdę był taki uduchowiony? Czy tylko okłamywał samego siebie i wszystkich dookoła, że to co robi, robi dla tego najwyższego? W końcu tylu ludzi na świecie broni się wyższym celem, a robi to dla własnej pychy.
Postać Meggy podobała mi się chyba najbardziej. Jej postanowienie, że nie będzie jak matka, a już na pewno nie będzie kochać jednego dziecka bardziej od drugiego jest nam takie znane :D. Też od dziecka mówię, że nie pójdę w ślady mojej matki, ale kto wie. Może jak już będę mieć sporo siwych włosów na głowie, to przyjdzie do mnie, żeby mną potrząsnąć ;). No bo przecież niedaleko pada jabłko od jabłoni.
Głupi Ralph! No nie mogę... A tak swoją drogą to powinni znieść celibat.