Na tle odcinków 4 i 5, ten odcinek wypada całkiem nieźle, ale idealny to on nie był.

Na pewno na plus jest zakończenie które chwyta za serce i wpleciony motyw muzyczny który w poprzednich sezonach też potrafił zaskakiwać. Przykładowo w scenie jak Rick chciał sie zabić po stracie Jedności, albo pod koniec odcinka z Cytadelą Ricków i złym morty. Tam też motyw muzyczny zrobił robotę.

Pokazanie tego do czego może doprowadzić skrajność w zbyt zaciętej walki o środowisko też jest świetne i odważne jak na dzisiejsze czasy. W dzisiejszych czasach kiedy świat się boryka z globalnym ociepleniem i wszędzie trąbi się o ochronie środowiska taki zabieg może być bardzo znielubiany przez większość organizacji które walczą o środowisko. A jak wiadomo żadna skrajność nie jest dobra, więc tutaj mocno mnie to zaskoczyło.

Dodatkowo mamy oczywiście klasyczne wyśmiewanie "superbohaterów" i pokazanie absurdów tych bajek które też mi się podobało. Jak chociażby to przyzywanie bohaterki przez dorosłe już "dzieci".

Co mi się w nim nie podobało w takim razie? Oczywiście wątek Ricka i Summer który był kompletnie przegięty, przesadzony, przeseksualizowany (nawet jak na ten serial).
Summer jest zbyt irytująca, wulgarna w stosunku do swoich poprzednich wcieleń.
I zabrakło mi w tym wszystkim Ricka. W tym odcinku jest jakby nieobecny.

Jednak nie było aż tak źle. Ten odcinek zdecydowanie podnosi poprzeczkę w tym sezonie.