Nie do końca rozumiem ten wątek, może za słabo znam przepisy imigracyjne w USA :) Luisa przybyła (co prawda nielegalnie) do Stanów jako 10latka, zrobiła dyplom, wyszła za mąż za Amerykanina, zeznawała w sądzie na sprawie o opiekę nad Joanie i jakim cudem po tym wszystkim nagle pojawia się problem jej nielegalnego pobytu i dramatem jest zwykła kontrola drogowa??
Chyba nie, skoro mówiła Noah, ze jest zdana na jego łaskę i nie może podjąć pracy.
Też mnie to zastanowiło. Myślałam, że małżeństwo z Amerykaninem rozwiązuje całkowicie problem obywatelstwa.
W necie znalazłam taką informację:
- " Osoby, które przebywają na terenie USA nielegalnie dłużej jak rok, mają zakaz powrotu przez 10 lat."
- "Osoba będąca nielegalnie musi odczekać ustawowy zakaz i dopiero wtedy może wystąpić o zieloną kartę."
- "Będąc bez statusu, tak samo jak w przypadku bycia nielegalnie, grozi na rozprawa deportacyjna, jeśli zostaniemy złapani przez Urząd Imigracyjny"
Czyli zgadza się. Luisa bała się, że podczas kontroli na drodze ją złapią i potem mówiła, że musiałaby wrócić do swojego kraju na 10 lat.
Ok, ale przez 20 lat jakoś się nie bała i temat nagle teraz wypłynął? Jak więc wzięła ślub i skończyła studia? Do tego chyba jakichś dokumentów potrzebowała...
Dokładnie, temat jest naciągany i nie trzyma się kupy. Ale scenarzyści chcieli chyba po prostu pokazać, że ona żyje w ciągłym stresie. Tak jakoś mi się wydaje, że ona odprawiła z tej frustracji jakiś ekwadorski rytuał voodoo i tak to się wszytko skończyło. :p Nie pałałam do tej postaci nigdy sympatią niestety.
Nie wiem czy w ogóle się rozwiedli, bo po śmierci Alison się rozstali ale on powiedział, że oczywiście nadal pozostaną małżeństwem na papierze i zgłoszą ją jako opiekunkę Joanie, żeby mogła zostać w kraju.