Trzeba było czekać pół godziny (pierwszy odcinek), żeby zobaczyć kogoś, kto potrafi grać. Zbawcą okazał się Marcin Bosak, który w krótkiej scenie pokazał, że można. A do tego ten cholerny dźwięk- połowa dialogów jest mruczana pod nosem i ktoś nie wpadł na to, żeby podbić poziom... Szkoda.