Po obejrzeniu całości musze przyznać, że dawno już żaden serial mnie tak nie rozczarował. Pomijam irytację związaną czekaniem na cotygodniowe odcinki, brak napisów czy jakieś inne akcje Hbo (premiery danego dnia nie odbywały się nawet po północy), bo to już inna historia. Serial po prostu zapowiadał się mega ciekawie, dobra obsada i historia, która mogła być opowiedziana z przytupem. Mogło być tajemniczo, dwuznacznie, z dreszczem emocji, a nawet strasznie. A wyszło rozmemłane coś, nie wiadomo co. Jedyne, co ratuje ten serial, to niektórzy aktorzy, choć Colin Firth w roli gejów jest zawsze strzałem w 10. Dobra jest Toni Collette w roli wykończonej pracą i życiem żony, szkoda tylko, że w ogóle nie poznajemy jej historii. Akcja jest skupiona na jednym bohaterze, mimo że jest tam tyle ciekawych osób i tyle historii do opowiedzenia. Zatem rozczarowanie, rozczarowanie i raz jeszcze wielkie rozczarowanie.