Najgorsza para w historii seriali dla mnie, a widziałam ich 828349... Okej, czaję, pierwszy sezon, nerdowaty chłopak buja się w ładnawej, tajemniczej buntowniczce, jak my wszyscy chyba raz w życiu przynajmniej... ;) Ale przy bliższym poznaniu Maeve staje się po prostu... Strasznie nudna. Nudna, obrażalska, niedostępna, warcząca. Dobra, jej postać jest "wrażliwa" w głębi duszy, inteligentna i chce osiągnąć w życiu coś więcej niż jej rodzina. Ależ to oklepane... Ciekawą dziewczyną, wartą całego zachodu jest... RUBY! O wiele bardziej skomplikowana niż M., prawda, ale hmm reformowalna, taka dziewczyna, której serce raz zdobyte, odda wszystko co najlepsze, a skrywane, całą siebie. No, chciałam tylko powiedzieć, że wg mnie Otis zmarnował lata młodości, szkolne raczej, na tą całą buntowniczkę, zamiast docenić lepszych ludzi! I finał serii totalnie do kitu!
Zawsze kibicowałam Maeve i Otisowi. Byli fajni. Mieli chemię. Do 3 sezonu. 4 nie dość,że męczy tymi nowymi postaciami, które niby mają być fajne, ale serio to głównych bohaterów uważają za gorszych bo są hetero. W "heartstopper" lepiej były pokazane mniejszości seksualne, ich problemy itd. W tej szkole bycie białym hetero to wielki problem. Bardzo źle jest to pokazane Wracając do Maeve. Otis opiekował się nią po śmierci matki. Zawalił 3 dni szkoły, własną sprawę o "praktykę". Powiedział jej o nocowaniu u Ruby, gdzie do niczego nie doszło, nie chciał jej wykorzystać po pijaku i podczas żałoby po matce. Był fair, a ona nim poniewierała. Tylko Ruby stała z boku i mu pomagała mimo,że cierpiała. Strasznie zepsuli ten wątek. Maeve zawsze była marudna i miała problemy ze sobą i życiem. Łatwo nie miała. Ale w tym sezonie myślała tylko o sobie.