Oglądając drugi sezon nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że oglądam jakąś parodię filmów o nastolatkach, gdzie aktorzy którym bliżej do 30-stki niż 17-nastki przebrali się w młodzieżowe ubrania i paradują korytarzami szkoły. Część z nich wygląda naprawdę staro i komicznie w swoich przebraniach. Skye w scenach szpitalnych 'bez makijażu' wyglądała jak 30-letnia zaniedbana, samotna matka. Justin podczas uśmiechu miał zmarszczki jak stary chłop. Gej-poeta żadną miarą na mniej niż 25 lat nie wygląda. Tony ? Starzejący się rockman. Courney to kolejna laska, która wygląda jakby lata studiów już dawno miała za sobą. Bryce'a nie komentuję. Co oni wszyscy robią w LO?
Producenci pewnie nie planowali kolejnych serii, a po sukcesie jedynki zdecydowali się kręcić, niestety nie posuwając ram czasowych serialu do przodu. Gdyby pokazali życie studenckie bohaterów to nie byłoby to tak absurdalne.
Dodam, że sama mam 32 lata, i nie chcę obrażać ludzi po 20-stce :) uważam tylko obsadzanie dorośle wyglądających aktorów w rolach dzieci jako głupotę. Jest limit tego ile można osiągnąć makijażem, odpowiednim oświetleniem i młodzieżowymi ciuszkami