Lynch w 2017: Who the f*ck is Annie?
Cóż, ten sezon był... specyficzny. Mam mieszane uczucia co do całości. Z jednej strony nie żałuję tych 18 godzin, a z drugiej strony mam wrażenie, że gdyby historię zamknąć w 9 odcinkach (albo w 2,5-3h filmie), to nie dostalibyśmy tylu zapychaczy, akcja szybciej by się toczyła, a pewne wątki zostałyby lepiej poprowadzone.
Największe pretensje mam jednak właśnie za brak jakiegokolwiek infa o Annie - ok, wiemy co się z nią stało z reżyserskiej wersji, ale np Harry został chociaż wspomniany, a o tak ważnej postaci jak dziewczyna Coopa - nic.
Tak samo z Audrey. Z jednej strony pokazano nam jak się "wybudza", ale nie pokazano nam tak naprawdę gdzie ona jest - w psychiatryku, w innym wymiarze, w zwykłym szpitalu? Ale w takim razie skąd te wyładowania elektryczne?
Inną rzeczą o co mogę się jeszcze czepiać to efekty. Ja wiem, że Lynch ma swój styl i pewne rzeczy mają wyglądać tak kiczowato, ale "walka" Boba z Freddym to jakieś nieporozumienie moim zdaniem. Czasem warto po prostu skorzystać z innego aktora i komputerowo wygenerować twarz, niż na siłę być tak alternatywnym...
A no i nie wiem czy mogę się o to czepiać, ale jednak liczyłem na to, że Lynch nam wyjawi co Laura szepnęła Coopowi :)
Podsumowując: nie było tak źle jak niektórzy piszą, ale jeżeli ktoś jeszcze nie zaczął oglądać, to odradzę jednak zaczynanie i polecę przeczytać opowiadanie Goldsmitha.
Ale to dotyczyło snu Laury sprzed 25 lat, a nie tego co się później działo z Annie.
Nom, nagle sie okazuje, że największą miłością Coopa jest Diane a nie jakaśtam byle Annie (dla której dał się zamknąć w Chacie na 25 lat, LOL).