Po lekkim niedosycie z poprzedniego odcinka czuję się teraz w pełni usatysfakcjonowany, moje pragnienie efektu "wow" w końcu zostało zaspokojone. Już podczas oglądania odcinka miałem mnóstwo przemyśleń, a jedno najważniejsze napisane tutaj też przez jednego forumowicza, mianowicie BB nabiera nowej głębi po obejrzeniu BCS. Wierzę, że taki zamysł mieli twórcy, którzy według mnie postawili sobie kinematograficzny pomnik za życia. Cała świetna symbolika, zupełna "przemiana" Jimmiego już w totalnego socjopatę, nie posiadającym prawie żadnych hamulców. Jego pusty wzrok skierowany do Marion powiedział mi wszystko. Jimmy nigdy się nie zmieni, jego życie to totalna ślizgawka. Jimmy żywi się swoją chorą, wytwarzaną przez naginanie prawa adrenaliną. Nie może bez tego żyć, a kiedy już wszystko idzie po jego myśli, widać, że czuje się jakby bożkiem swojej chorej planszy, w której rozstawia wszystkie pionki, samemu najchętniej obserwując i dowodząc z bezpiecznej bazy zaczyna kolejny raz być nieostrożny i zwala na siebie efekt domina.
Jimmy McGill to genialny psychopata. Widać też, że wybór Jeffa na jego pionka operacyjnego również był starannie przemyślany (Marion wspomina, że Jeff jest problematyczny i skłonny do przewinień prawnych). Potwierdza to też poświęcenie, jak Jeff zainscenizował pozór awarii samochodu, żeby Gene mógł uciec z miejsca ich wspólnego szwindlu. osobiście dostrzegłem, jaka Jimmi ma chorą satysfakcję, jak bardzo posłuszny mu jest jego partner. Swoją drogą ciekawe jak Jimmy trafił na trop takiego człowieka z potencjałem do przekrętów.
Kim w tym odcinku świetna. Przypomniały mi się słowa Mike'a, jak powiedział jej (nie pamiętam dokładnie), że Kim jest dużo rozsądniejsza od Jimmiego. Dokładnie tak właśnie jest. Same jej uczucia i osobowość, mimo podobnych do jej partnera pobudek naciągania prawa i oszustw, jestw tym wszystkim bardziej ludzka, odpowiedzialna i potrafi sprowadzić swoje życie na ziemię. Wydaje mi się, ze sceną rozpaczy odegrana bardzo dobrze. Czułem duży niepokój oglądając ją w tak dużej rozterce, a wręcz miałem gonitwę myśli, dlaczego właśnie teraz dała swoim emocjom tak duży upust w autobusie pełnym ludzi, tym bardziej, że w konfrontacji z Cheryl była taka chłodna i opanowana.
Genialny odcinek, mam wrażenie, że całe 6 sezonów BCS oglądałem właśnie dla niego. Razem z BB jest to serial, do którego mogę znowu wrócić i obejrzeć go jeszcze raz z zapartym tchem dostrzegając kolejne rzeczy które mi umknęły, doceniając kunszt napisania serialu (btw. mam tak samo z Rodziną Soprano i troszkę mniej, choć również z Black Sails).
„Czułem duży niepokój oglądając ją w tak dużej rozterce, a wręcz miałem gonitwę myśli, dlaczego właśnie teraz dała swoim emocjom tak duży upust w autobusie pełnym ludzi, tym bardziej, że w konfrontacji z Cheryl była taka chłodna i opanowana.”
Dlatego, że w konfrontacji z żałobą i bólem Cheryl dotyczącym zniszczenia imienia Howarda, nie dała sobie prawa do tego żeby przeżywać własny ból. Ja też, na jej miejscu uznałabym że dom kobiety i jej męża, na których sprowadziłam to wszystko to nie miejsca do przezywania moich emocji z tym związanych.
Być może użyłem niezbyt jasnej konkluzji. Nie chodziło mi o to, że powinna podzielić się emocjami z Cheryl. Byłoby to wręcz bardzo nie na miejscu. Zdziwiło mnie jednak, że wyzwoliła swoją rozpacz w tak niespodziewanym momencie. Wydaje mi się, że wolałaby to zrobić jedynie w swoim towarzystwie, nie w publicznym miejscu, gdzie może paść multum niepotrzebnych pytań.. jednak może tego właśnie potrzebowała? Zauważenia, lekkiej dozy współczucia i oreagowania w obecności innych ludzi...?
A ja to odebrałam tak, że po prostu emocje wzięły górę (po najpewniej wielu latach tłumienia ich w sobie) i już po prostu nie potrafiła tego powstrzymać, choć ewidentnie próbowała.
Też tak to odebrałem. Po latach trzymania tego w sobie emocje w końcu puściły same. Wszystko opowiedziała w prokuraturze i wdowie po Howardzie, jechała w drodze powrotnej do domu, myślała nadal o tym i po prostu pękła. Nawet widać na początku sceny, że próbuje powstrzymać płacz w miejscu publicznym, ale jej nie wychodzi. Świetnie odegrane, ciężko jest zagrać przekonujący płacz.
Gene/Jimmy nie trafił na Jeff'a. To Jeff (wtedy grany przez innego aktora) rozpoznał Gene'a jako Saula w centrum handlowym gdzieś w czwartym sezonie, wobec czego Gene teraz wykorzystywał go do przekrętów, żeby mieć go pod swoją kontrolą.
Dzięki za wyjaśnienie, na pewno to zweryfikuję. Pamiętam rozpoznanie Saula w centrum handlowym, jednak kompletnie nie skojarzyłem Jeffa w tamtej konfrontacji. Pozdrawiam
Dokładnie tak było. Odcinek s04e01 Jeff wiezie Gene'a ze szpitala (ten upadek co miał w pracy) i ciągle się na niego gapi we wsteczne lusterko. Saul jest zaniepokojony i wysiada. Początkowa sceną odcinka S05E01 Jeff widzi Saula na lunchu na ławce galerii i zmuszai go, aby odegrał Saula z reklamy. Saul/Gene zbliża się do niego przez Marion, wymyśla przekręt z nim i kumplem dotyczący wykradnięcia ciuchów ze sklepu, aby mieć na nich haka, że złamali prawo i nie wydadzą policji jego tożsamości. Niestety budzi się w nim dawny Saul i zamierza wykorzystać kolegów do dalszych przekrętów z pijanymi bogaczami...