Przed oglądaniem odcinka nr 10 włączyłem sobie jeszcze raz ostatnią rozmowę Jimmyego i Kim. Goddammit, jaki to ma ładunek emocjonalny!!! Jak to jest zagrane! Mimika, gestykulacja, słowa - aż czuć prawdziwy ból tych postaci. Co ciekawe, pierwszy raz w serialu słyszymy jak mówią sobie "kocham cię" przy dozstaniu. Wcześniej rzadko między nimi widzieliśmy jakąkolwiek czułość, w tym sezonie poraz pierwszy było widać jak się całują na kanapie po udanym przekręcie w celu niszczenia Howarda. A w scenie rozstania było widać, że naprawdę im na sobie zależy. I ktokolwiek kiedyś zakończył poważny związek będzie umiał wczuć się w sytuację i odczucia bohaterów. I nie ma tu górnolotnych słów, jest za to szok, desperacja zatrzymania drugiej osoby, żal i obwinianie się wypisane na twarzach.

Druga znamienna rzecz to, że w BCS prawie nie występują przekleństwa, a przynajmniej nie wagi ciężkiej. W tej scenie scenarzyści pozwolili sobie na "it was FU.CKING LALO SALAMANCA fault"! Co dla mnie podbiło dramatyzm tej sceny, tego że Jim jest naprawdę wkurzony. A gdy Kim płacze i mówi "because I was having too much fun!" pięknie pokazuje uczucia postaci i warsztat aktorki.
Brawa dla aktorów.