Tak się zastanawiam czy pocałowanie Jimmyego przez Kim nie było swoistym pożegnaniem tej pary, Kim już wtedy wydaje się miała w głowie wszystko poukładane, a patrząc na ich losy mało było czułości między nimi, raczej dobra zabawa i porozumienie bez słów.
Czy ktoś pomyślał, że to może być już koniec Kim na tym etapie serialu, w tak prosty sposób po tylu różnych teoriach? ;)
kurczę, no oby nie, nie po to przez tyle sezonów budowali jej postać i jej relację z Jimmym, żeby tak łatwo zakończyć jej wątek, raczej ją jeszcze zobaczymy, pytanie tylko czy w jakimś miarę dobrym zwieńczeniu tej historii czy znowu tragicznym, może tylko trochę mniej od Walta
Ja od razu wiedziałem po pocałunku, że koniec jest bliski. Ktokolwiek, kogo kiedyś rzuciła kobieta umiał to wyczytać z tej sceny, wyczuć te wibracje mówiące "kocham cię, ale nie umiem już z tobą być, za dużo przeszliśmy". Poza tym po 7 odcinku przeczuwałem, że koniec Kim jest bliski i nie wróżyłem jej śmierci jak wielu tutaj, tylko że po prostu śmierć Howarda i poczucie winy ją przytłoczą i obarczy tym Saula i się z nim rozstanie. Pomyliłem się tylko co do tego, że najbardziej obwiniała siebie. Bo, gdyby może powiedziała Jimmy'emu, że wie, że Lalo żyje to może Howard by nie zginął, może byliby w innym miejscu.
A czy podobało mi się to "zwyczajne" rozstanie? Tak. Tak właśnie ludzie się rozstają, choć przeważnie z innych powodów, samo życie. I widać było, że to gwóźdź do trumny Jimmy'ego, bez miłości nie ma już dla niego nadziei i następuje ostateczna przemiana w Saula.