Mogę zaryzykować stwierdzeniem że jest to jeden z gorszych i nudniejszych odcinków Saula. Oprócz ostatnich 10 minut możesz tego nawet nie oglądać a i tak nic to nie zmieni w twoim spostrzeganiu fabuły
Tez jestem zawiedziona tym odcinkiem. Końcówka emocjonalna i porusza, ale całość pozostawia duży niedosyt.
Wydaje mi się, że po śmierci dwóch kluczowych postaci serial musiał zejść z tonu na przynajmniej odcinek lub dwa. Wprowadzili nas do czasów zbliżonych do BB i teraz możemy się spodziewać rozwoju dalszej fabuły
Zgadzam się, caly odci ek swietny a końcowka rewalacyjna. Doszliśmy w końcu do sceny w której Saul poznaje Waltera.
ZWŁĄSZCZA to przejście do właściwego Saula, a dokładnie to jak się to ogląda. Od momentu gdy rozbrzmiał ten rockowy numer w tym, zdaje się, radiobudziku, to do ostatnich sekund oglądało się to jak ostatnie 40 minut "Boogie Nights". To już nie jest komediowy dodatek do Breaking Bad, jestem ciekaw reszty odcinków i mam nadzieję, że pojawienie się Jessego i Waltera tego nie zepsuje. To było dramatyczne i ciężkie pożegnanie z rokiem 2004, ale jak Eladio proponował Hectorowi dupeczki , a potem go naśladował, to pękłem ze śmiechu :)
Co do Walta i Jessego, to obawiam się tylko tego, żeby nie wyglądali już za staro w porównaniu do BB, zwłaszcza Jesse, żeby nie było jak z ulanym Toddem w "El Camino". Hector był w podobnej sytuacji jak jeszcze niedawno Howard - miał rację, ale nie był w stanie tego udowodnić i nikt go nie brał poważnie. Ech, gdyby tylko Lalo nie sfingował swojej śmierci (znaczy, tej pierwszej) tak doskonale ;). No ale nic straconego, zarówno Hector, jak i jego dzwoneczek jeszcze będą mieli swój wielki moment :)
Mogę, czemu nie :) Pamiętasz tę parę, którą Lalo odwiedził rano po ataku na hacjendę? Zapytał żony, czy mąż już sobie wyleczył zęby, a ona przytaknęła i dodała, że są bardzo wdzięczni Lalo (czyli "don Eduardo"), że zapłacił za dentystę. Potem wszedł jej mąż, przywitali się i poszedł się ogolić, żeby z daleka przypominać Lalo - gość musiał od czasu do czasu robić za jego dublera, tak samo jak ten koleś w domu Gusa, na którego wskazała Kim. Potem Lalo wziął ze sobą ostrze i poszedł za nim do łazienki. W kolejnej scenie bliźniacy znaleźli zwęglone zwłoki, których zęby pasowały do karty stomatologicznej Lalo. Czyli Lalo zabił swojego dublera (i oczywiście jego żonę), zawiózł ciało do hacjendy i je podpalił, tak żeby można było je zidentyfikować tylko po karcie stomatologicznej. Z tym dentystą pewnie miał już wcześniej nagrane, żeby podmienił jego własną kartę z kartą swojego dublera. Ta-dam, mistyfikacja doskonała.
Ok już coś mi swieta dzieki bardzo milego dnia i zapraszam do followania mojego profilu oceniam glownie thrillery itp :)
Widze nie zczailes o co chodzi z dentysta. Nikt nic nie podmienial. Lalo placil za dentyste zeby ten ustawil zeby dublera identycznie jak jego.
Wydaje mi się, że koleś by się raczej zorientował, że ktoś mu zęby inaczej ustawia, zamiast normalnie wyleczyć ten jeden bolący i założyć plombę, no ale w sumie to nie znam się na zaawansowanej stomatologii, więc może i tak było xD
A skad wiesz ze mial 1 bolacy? Leczenie 1 zeba by musial lalo finansowac? 1 plombe? To oczywiste ze mial robione cale uzebienie, na wzor lalo. Motyw karty dentystycznej bardzo popularny w amerykanskich filmach
Fakt, może miał kilka bolących. Więc kilka plomb i potem podmiana/zdublowanie karty. Chyba prostsze niż modelowanie kolesiowi w zasadzie od nowa obu szczęk, no ale jak już pisałam, co ja tam wiem.
To jest serial. Film, nie prawdziwe zycie. Nie musi byc prosciej, musi byc efektownie. Jak juz wspomnialem, motyw bardzo popularny w amerykanskiej kinomatografi
Ale pierdzielenie.
Ten serial to majstersztyk, i ten spokojniejszy odcinek fantastycznie zakończył wątki.
Dla mnie to wytłumaczenie Kim, że gdyby Saul dowiedział się, że Lalo jednak żyje i dodatkowo na czas poszukiwania Lalo przez ekipę Mike'a Saul robiłby wszystko za wszelką cenę, żeby chronić Kim, a później mieliby się na podstawie tych wydarzeń rozstać jest słabym tłumaczeniem. Gdyby mu powiedziała na początku, że Lalo żyje to ekipa Mike'a miałaby cały czas oko na Goodmanów po prostu, a Ci kontunuowaliby sobie ten scam na Howarda. Rozstanie jakie miało teraz, właśnie po traumatycznyczym wydarzeniu (śmierci Howarda) trochę się mijało z celem. No cóż, trudno ciekawe czy przypuszczenie, że Kim będzie cichą wspólniczką Saula w Nebrasce ostatecznie się sprawdzi i czy spotkają się ponownie, w wydarzeniach post Breaking Bad (to raczej byłoby całkiem dobre zwieńczenie, które od początku zakładałem, choć myślałem, że jednak bodziec ku rozstaniu będzie mimo wszystko mocniejszy..)
Nie wyobrażam sobie mocniejszego bodźca niż zamordowanie na Twoich oczach, w Twoim mieszkaniu kogoś kogo znasz całe życie, na skutek Twoich działań i prowadzenia takiego życia, w którym Kim coraz bardziej zatracała się w Saulową studnię bez dna.
rozumiem, se Howarda szkoda i tak dalej, w końcu był "niewinnym przechodniem" w tym wszystkim, ale nie zapominajcie, że jednak był też aroganckim dupkiem, a to że później chciał odkupić swoje winy w oczach Jimmy'ego wcale nie zmienia tego faktu.. na pewno na śmierć nie zasługiwał, ale w porządku gościem też nie był drodzy forumowicze
Ale to nie ma znaczenia, czy był dupkiem czy nie. Gość nie miał nic wspólnego z kryminalistami i zginął przez Saula i Kim. Gdyby nie ich przekręt, nie zjawiłby się u nich w mieszkaniu, nie zostałby także zapamiętany jako ćpun i samobójca, który uwalił ważne negocjacje. Dodatkowo Kim mimo ostrzeżenia Mike'a igrała z ogniem, myśląc, że kontroluje sytuację. Tu naprawdę nie ma o czym gadać, człowiek nie żyje przez nich i można albo jak dziecko szukać usprawiedliwień, albo jak dorosły wziąć to na klatę. Jimmy wybrał to pierwsze, Kim to drugie.
Tak, masz rację ogólnie, ale dla mnie to wciąż był słaby moment, żeby się mimo wszystko rozstawać. Zginął niewinny człowiek, ale mimo wszystko oboje wciąż się kochają. Hmm, moim zdaniem i tak nie zasługują na jakiś dramatyczny los, jestem ciekawy jakie zwieńczenie twórcy zrobią dla Gene'a i ostatecznie dla Kim, ale na jakieś bardzo dramatyczne zakończenie (wliczając to ewentualną śmierć jednej i drugiej osoby, bądź odsiadkę w więzeniu) moim zdaniem nie zasługują. Na pewno fajnie byłoby ich zobaczyć razem w świecie Gene'a, że mimo wszystko po tych całych wydarzeniach się odnajdują w tych zgliszczach. To byłoby całkiem okej i do zaakceptowania.
Tak, kochają się, ale jak powiedziała Kim - co z tego? Miłość nie wystarczy, żeby przejść do porządku dziennego nad tym, co się stało, i patrzeć na tę drugą osobę (i na siebie) tak jak przedtem. Do miłości doszły teraz poczucie winy, brak szacunku do samej siebie, no i świadomość, że mają na siebie nawzajem fatalny wpływ. To nie są podstawy zdrowego związku.
Na szczęśliwy koniec też nie zasługują :) Co najwyżej na jakieś słodko-gorzkie zakończenie, ale też już nie jako para. Jimmy/Saul/Gene powinien w końcu w jakiś sposób stawić czoło konsekwencjom, zamiast wciąż przed nimi uciekać. Co do Kim, ludzie w internecie zwracali uwagę, że Kim często jest pokazywana jakby "za kratami", bo np. cienie na jej twarzy się tak układają czy coś takiego (sama nie zwróciłam na to uwagi, ale dużo osób tak pisało). Może Saul zostanie złapany/dednie i i Kim uzna, że nie musi go już chronić i może iść na policję i wyjawić prawdę o śmierci Howarda, bo będzie mieć potrzebę pokuty? Nie wiem zresztą, twórcy tyle razy nas zaskoczyli, że trudno gdybać, do tego zostały przecież jeszcze 4 odcinki, jest kwestia tego telefonu, który ma wykonać Francesca, no i mają wprowadzić nową postać, tę jakąś Marion.
No ten symbol krat zastanawiający jest, może oznaczać też po prostu tę rozłąkę pomiędzy nimi. Pożyjemy, zobaczymy. No niby Jimmy powinien ponieść w końcu te konsekwencje swoich czynów, ale kurczę, jakoś mam do niego tak dużą sympatię, pomimo tego co nawyrabiał, że nie chciałbym, żeby spotkał go taki los jak np. Waltera, wydaję mi się, że nie zasługuje na to
" jest kwestia tego telefonu, który ma wykonać Francesca, no i mają wprowadzić nową postać, tę jakąś Marion." Rozwinesz? Szczególnie kwestie tego telefonu. To coś z końcówki BB czy chodzi o jakiś wątekz BCS?
Z telefonem chodzi o tę scenę: https://youtu.be/uOJvNAlsgs4.
Marion to ma być nowa postać grana gościnnie przez Carol Burnett, jakąś dawną gwiazdę amerykańskiej tv
"ale mimo wszystko oboje wciąż się kochają."
Dla mnie to nie śmierć Howarda była kluczowa, ale rozmowa z jego żoną na stypie. Kim wtedy bezczelnie kłamie. Stąd jej słowa o tym, że nie mogą być razem bo źle na siebie wpływają. Kim zdaje sobie sprawę, że może popełnić każde świństwo, byle tylko obronić Jimiego. Tak, kochają siebie, ale dla Kim to chora miłość.
no dobra, z tym się zgodzę w sumie, no jest to troche taka tragiczna miłość, może i za bardzo po prostu czuję sympatię do nich przez co im kibicuje, ale wciąż uważam, że zarówno Jimmy jak i Kim nie zasługują na marny koniec, być może trochę po łapach dostać muszą, albo po prostu będą musieli żyć z przykrymi wydarzeniami, ale mimo to na przykry koniec moim zdaniem nie zasługują
No i może nie dostaną marnego końca. Ja liczę, że w ostatnim odcinku Kim zobaczymy.
Po 1 o co chodzilo z ta scena z winami i tym typem? Wiadomo ze Gus jest gejem ale co spłoszył się i zwiał?
Po 2 Mike miał wyrzuty i wiedział ze ojciec powinien wiedzieć to co powiedział
Po 3 Kim odeszła tak? Ale ile lat minęlo 3 ?4? Czemu saul pracuje w jakiejś norze a ma wille taka i nikt się tym nie zainteresował?jak to rozumiecie?
Nieno imo odcinek super. Bardzo dobrze, że zwolnił po takim rozpierdzielu jaki był w odcinku 8. Należało zrobić epilog wszystkich postaci z BCS zanim "przeniesiemy" się do czasów pre-BB.
Gus - ostatecznie przekręcił kartel. Z radości aż poczuł ochotę na spontan akcje z somelierami. Ostatecznie się ogarnął, że co on robi, nie dla niego przyjemności.
Mike - spowiedź przed papą.
Kim - jej ostatni przekręt na pogrzebie zanim na dobre skończy ze wszystkim.
no i cream de la cream...
Saul - ostateczna przemiana. Bardzo czekałem na ten moment i bardzo miałem obawy czy uda się go dowieźć tak żebym tę przemianę kupił. Udało się. Biorę taką wersje wydarzeń w ciemno jako realistyczną, możliwą, bez niepotrzebnych wybuchów i fajerwerków (tzn były, ale nieco wcześniej).
Bardzo zadowalające rozwiązanie i przejście z BCS->pre-BB udane i satysfakcjonujące.
Btw. ciekawe ile czasu minęło między wyprowadzką Kim, a Saulem budzącym się z prostytutkami w swojej willi. Jaki to mógł być timeframe? Miesiąc?
A to nie wszystko za hajs z Sandpiper po prostu? Nie pamiętam ile on tam dokładnie miał przytulić ale chyba sporo
Na pewno czasy breaking bad, albo tuż przed albo tuz po poznaniu Walta - tego nie wiemy. Francesca nagania Saulowi sprawę publicznego masturbatora. A kiedy Saul broni Brandona w BB myli go z publicznym masturbatorem ze Starbucsa zdaje się. Ot takie oczko do widza.
Tak mniej więcej. Rejestracja Saula w Cadillacu jest z November 2005, karta niepełnosprawnego w aucie ma expiry date w 2008.
I tak, i nie, na pewno nie był to jeden z najlepszych odcinków, ale w żadnym wypadku nie można też powiedzieć, że był słaby.
Moim zdaniem zbędne był dwie sceny - pierwsza, w której Mike spowiada się ojcowi Nacho, i scena z Gusem w barze. O ile jeszcze w przypadku tego pierwszego można mówić, że jest to jakiś element budowania postaci i definitywne zamknięcie wątku Nacho, to w przypadku Gusa... no nie wiem o co miało chodzić. Że Gus też ma życie prywatne? Że Lalo aż tak negatywnie na niego oddziaływał? Że Gus zawsze musi mieć wszystko uporządkowane i kontrolować sytuację? Scena przydługa i na moje nic nie wnosząca.
Jestem też nieco rozczarowany sposobem rozstania Kim i Jimmiego, choć trudno odmówić temu logiki. Z jednej strony bowiem tłumaczenia Kim, w szczególności wyznanie, że mają na siebie wzajemny, destruktywny wpływ, że świetnie się bawiła niszcząc życie Howarda i jedyną opcją jest zerwanie kontaktów były jak najbardziej racjonalne, z drugiej strony... czekało się na jakieś fajerwerki, podobnie jak w przypadku unicestwienia Lalo. Inna sprawa, że nie jest to definitywne zamknięcie wątku Kim, więc zobaczymy co tam jeszcze scenarzyści wymyślili.
Początkowo nie podobało mi się też takie szybkie i gwałtowne przejście do "właściwego" Saula Goodmana, ale z perspektywy czasu, nie ma się jednak czego czepiać. Wszystkie wątki zostały pozamykane, a bodźce w postaci wydarzeń z BCS i zniknięcie z życia Jimmiego osób, które mogły go w jakiś sposób stopować, w zupełności wystarczyły, aby stał się tym, kogo widzieliśmy pod koniec odcinka. I tak, od s06e10 przechodzimy na linię czasową BB - te oczko z publiczną masturbacją nie zostało puszczone przypadkowo - może to jeszcze nie jest dzień spotkania Badgera, ale zdziwię się, jeżeli następny odcinek (i kolejny też) nie będzie pokazywać historii z BB z perspektywy Saula.
Ja generalnie jestem zainteresowany dyskusją i otwarty na różne poglądy, ale jeżeli ma to mieć ręce i nogi, to dobrze byłoby przedstawić jakieś swoje kontrargumenty - bo ciężko jest się odnieść, nie wiedząc dlaczego twoim zdaniem scena w barze i rozmowa Mike'a z ojcem Nacho były lepsze niż końcowe 15 minut odcinka (które to - moim zdaniem - były zdecydowanie ciekawsze).
Dokładnie :) Te sceny to majstersztyk, zwłaszcza ta z Gusem. Sceny spokojne, mało się dzieje, ale to jest kompletny psychologiczny portret w pigułce Mika i Gusa.
>no nie wiem o co miało chodzić. Że Gus też ma życie prywatne? Że Lalo aż tak negatywnie na niego oddziaływał? Że Gus zawsze musi mieć wszystko uporządkowane i kontrolować sytuację?
Że Gus mógłby mieć życie prywatne, ale nigdy go miał nie będzie, bo całe swoje życie podporządkował zemście. Co też wiąże się ze słowami ojca Nacho o zemście, która nie ma końca.
"z drugiej strony... czekało się na jakieś fajerwerki, podobnie jak w przypadku unicestwienia Lalo."
Właśnie dlatego, że nie ma żadnych fajerwerków ta scena jest tak mocna i realistyczna. Wolę to dużo bardziej od baaardzo naciąganej akcji z poprzedniego odcinka.
Rozstanie z Kim pewnie byłoby mocnym elementem serialu, gdyby nie to, że Kim zdążyła kompletnie porzucić każdy pomysł jaki miała, zagrzebać go, zająć się czymś innym, porzucić to i tak w kółko. Cholerna drama queen, nadal jej nienawidzę.
I nadal najlepszą postacią był Nacho, zamordowany wyłącznie przez głupotę scenarzystów.