Recenzja wyd. DVD filmu

Urodzeni mordercy (1994)
Oliver Stone
Woody Harrelson
Juliette Lewis

Oliver Stone, czyli Wayne Gale

Film Olivera Stone'a obudził we mnie prawdziwego ducha polemiki. I pewnie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że sprawa dotyczy etyki. W pewne zakłopotanie wprawiła mnie tylko w
Film Olivera Stone'a obudził we mnie prawdziwego ducha polemiki. I pewnie nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, jeśli powiem, że sprawa dotyczy etyki. W pewne zakłopotanie wprawiła mnie tylko w pewnym momencie reminiscencja z przeszłości. Podczas seansu przypomniałem sobie mianowicie Roberta Stillera, który w posłowiu do polskiego wydania "Mechanicznej pomarańczy" utyskiwał na Stanley Kubricka za przeinterpretowanie literackiego pierwowzoru i pośredni wpływ na wzrost przestępczości w Anglii początku lat 70. Miałem za złe polskiemu tłumaczowi te zarzuty, w końcu reżyser ma prawo do twórczej autonomii i nie powinien z niej zrezygnować tylko dlatego, że na film skusi się byle idiota, a na książkę już nie. No i co tu zrobić z tym fantem, tzn. z tą niemiłosiernie się narzucającą analogią? Jedno dzieło da się wypunktować z perspektywy etyki, a drugie nie? Jedno nie może się obronić, a drugie tak? Po chwili uspokoiłem się. Kubrick mimo wszystko wstrząsa odbiorcą, a jego dzieło wbrew antysystemowym wątkom nie posiłkuje się radykalnym determinizmem, Stone sprowadza zaś historię do poziomu popkultury, chociaż bardzo chce wmówić odbiorcy, że stoi w opozycji do tejże popkultury. I sądząc po niektórych opiniach, ta perswazja mu się udaje.

Zaczynamy z grubej rury, tzn. od efektownej (uwaga: ważne słowo) jatki, którą Mickey Knox (Woody Harrelson) i Mallory Knox (Juliette Lewis) urządzają w przydrożnym barze. Za prolog do krwawej łaźni posłużył melancholijny głos Leonarda Cohena, a za tło dla niej - dynamiczny kawałek w wykonaniu L7. Iście tarantinowski eklektyzm muzyczny będzie nam towarzyszyć przez całą drogę, a będzie to droga beztrosko usłana trupami. Od ukazanych nam w retrospektywie patologicznych wątków rodzinnych, które popchnęły Mickeya i Mallory na zbrodniczą drogę po eskalację przemocy w więzieniu, do czego znacząco przyczynią się media, od początku towarzyszące dwójce głównych bohaterów. Ich upostaciowieniem i kwintesencją jest Wayne Gale (fenomenalna rola Roberta Downeya Jr.), prawdziwy medialny wampir, karierowicz i człowiek, którego upadek jest prawdziwie tragiczny. Do tej czarnej i groteskowej jednocześnie wizji świata swoje dokładają detektyw Jack Scagnetti (Tom Sizemore), po szyję unurzany w demonach przeszłości i celowo przerysowany naczelnik więzienia Dwight McClusky (prawdziwie paranoiczna, tj. bardzo dobra rola Tommy'ego Lee Jonesa). Kto będzie górą? Podpowiem: w tym świecie istnieje tylko zło.

Właściwie, to nie tylko. Są jeszcze Mickey i Mallory. W artystycznej wizji Stone'a dwójka morderców nie jest odpowiedzialna za popełnione przestępstwa. Winna jest chora, wynaturzona rodzina, media, policja, władze. Radykalny determinizm, który zrzuca odpowiedzialność na wszystkich wokół. Ba, nawet fatalizm, wszak świadczy o tym tytuł filmu i słowa Mickeya, który stwierdził, że taki już się narodził. To dlatego film uruchamia w odbiorcy całą roszczeniową sferę; pobudza do krytyki rzeczywistości, ale już nie zmusza do zastanowienia się nad sobą. Nie bez przyczyny "Urodzeni mordercy" dla niektórych są potężnym katalizatorem nienawiści. Wszyscy są winni, tylko nie my sami. W tym świecie kolektywnego myślenia odpowiedzialność za własne czyny nie istnieje.

Pierwsze skrzypce w tej opresyjnej rzeczywistości - obok rodziny - grają media. To one determinują życie jednostki i kreują świat wokół nas. "Urodzonych morderców" wybrania się najczęściej drogą przerzucania odpowiedzialności. Mówi się: "Stone demaskuje media, które pełnią zasadniczą rolę w procesie wyzwalania fascynacji mordercą i konstruowania psychopatycznej osobowości". Analogicznie do idiotycznych pseudosatyrycznych komedii, które za narzędzie potępienia głupoty wybierają głupotę. Podobnie rzecz ma się z filmem Stone'a, dla którego popkultura jest esencją, a nie czymś zewnętrznym. Tarantino się kłania, wiadomo, maczał w tym paluszki. Weźmy scenę, w której Woody opowiada dowcip, a potem w doskonałej korelacji z agresywnym kawałkiem Rage Against the Machine zabija wszystkich wokół. Czy on jest potworem, bandytą, mordercą? Nie, jest bohaterem. Takim go stworzył Oliver Stone, prawdziwy mitotwórca; prawdziwy demiurg; prawdziwy Wayne Gale artystycznej wizji, jaką stanowią "Urodzeni mordercy". I takiego bohatera (wraz z Mallory) podaje na tacy odbiorcy, podsuwając podstępnie klisze rodem z tv i szeroko rozumianych mediów.

"Urodzeni mordercy" to bez wątpienia jeden z bardziej kontrowersyjnych filmów w historii kina, chociaż ten status to raczej konsekwencja nie najlepszej higieny umysłowej współczesnego homo sapiens. Film, owszem, hipnotyzuje dynamicznym montażem, popkulturowym eklektyzmem i przede wszystkim świetnymi kreacjami aktorskimi, ale zarazem, używając posthumanistycznej nomenklatury, demaskuje i dekonstruuje elementarny świat wartości. Stone i jego obrońcy powiedzą: "nie, on demaskuje medialną hipokryzję!". W rzeczywistości cementuje ją. Dodaje kolejną cegiełkę w tej popkulturowej histerii, której częścią stały się również sylwetki seryjnych morderców; sam przecież oparł się na autentycznej historii. Wystarczy wejść na jakąkolwiek stronę, by zobaczyć peany na cześć głównych bohaterów i wyrazy solidarności z nimi. Ja się temu nie dziwię. Takimi ich stworzył reżyser. Można sobie wyobrazić Stone'a, który wita się z nami przed seansem i mówi, że nie jest odpowiedzialny za to, co za chwilę zobaczymy. I rzeczywiście, zdecydowana większość da się uwieść filmowi Amerykanina, ale znajdą się też tacy, którzy nie uwierzą.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jeszcze zanim nadszedł sukces fabularnego debiutu pod tytułem "Wściekłe psy", Quentin Tarantino napisał... czytaj więcej
W szczególności tych seryjnych. Są wpisani w amerykańską popkulturę tak samo jak gwiazdy rocka. Charles... czytaj więcej
Czy można być urodzonym mordercą? Tytuł tego filmu zdaje się to w 100 procentach potwierdzać. Ale główni... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones