Recenzja filmu

Mroczne cienie (2012)
Tim Burton
Johnny Depp
Michelle Pfeiffer

Go All the Way

Tim Burton po mocno mainstreamowej "Alicji w Krainie Czarów" powrócił z nowym projektem. Obawy fanów były duże, a przy tym mocno uzasadnione. Na szczęście "Mroczne cienie" znacznie więcej czerpią
Tim Burton po mocno mainstreamowej "Alicji w Krainie Czarów" powrócił z nowym projektem. Obawy fanów były duże, a przy tym mocno uzasadnione. Na szczęście "Mroczne cienie" znacznie więcej czerpią z klasyki ze współczesnych produkcji o krwiopijcach.

Przemieniony w wampira i pogrzebany żywcem przez zawistną czarownicę Angelique (Eva Green) Barnabas Collins (Johnny Depp) po prawie dwustu latach wychodzi "na powierzchnię". Bohater na nowo poznaje odmieniony świat i odnajduje potomków.

Fabularnie film to po prostu pełna intryg komedia romantyczna. Przy czym określenie "romantyczna" jest jak najbardziej trafne w tym przypadku, bo w przeciwieństwie do wielu przedstawicieli tego gatunku "Dark Shadows" jest produkcją romantyczną autentycznie - niewymuszoną wraz z dużą dawką namiętności. Sam film, to remake popularnej opery mydlanej z lat 60. o tym samym tytule. O ile scenariusz ma swoje mocne momenty, to zamknięcie serialowej fabuły w niespełna dwugodzinnej produkcji było według mnie pomysłem zdecydowanie nietrafionym. Twórcy nie dali swoim postaciom czasu, by się "rozwinąć", a natłok różnych wątków przytłacza zwłaszcza podczas końcówki. Jeśli, zaś chodzi o humor, to miejscami "Cienie" są zabawne i uroczo naiwne, lecz nie ma tu jak na Burtona gagów wystarczająco "czarnych".

Technicznie obraz jest zachwycający.  Reżyser wspaniale oddał klimat "kolorowych lat 70-ych". Przede wszystkim ucho cieszy wspaniały soundtrack, w którym rockowe ballady znakomicie komponują się ze zwariowaną muzyką Danny'ego Elfmana, a gościnny występ Alice'a Coopera stanowi dodatkowy "smaczek" dla miłośników glam rocka. Ponadto w przeciwieństwie do ostatnich filmów Tima uświadczymy tu znacznie więcej scenografii, charakteryzacji i kostiumów, a za to mniej efektów CGI. Na plus wypadły także kontrastowe i klimatyczne zdjęcia. Twórcy na płaszczyźnie estetycznej znakomicie "żonglują" motywami ze znanych filmów grozy, a głównemu bohaterowi znacznie bliżej wyglądem do Nosferatu, czy Draculi, niż wampirów z sagi "Zmierzch".

Aktorstwo również jest mocne. Co prawda  przy obsadzaniu ról padło sporo bezpiecznych wyborów takich, jak Johnny Depp , który może drażnić swoją manierą, ale za to świetne, wyraziste kreacje stworzyły Eva Green i Michelle Pfeiffer. Małoletnia część obsady również wypadła przyzwoicie.

"Mroczne cienie" to bardzo dobre kino rozrywkowe. Daleko mu co prawda do innych osiągnięć Tima Burtona, ale ciekawa realizacja i "świeże" podejście do tematu sprawiają, że świetnie się to ogląda. Pozycja obowiązkowa dla fanów twórcy. Ciężko ją jednak z czystym sumieniem polecić komuś innemu.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Tim Burton ma to do siebie, że bohater każdego jego filmu musi być dziwakiem. Edward Nożycoręki, Ed Wood,... czytaj więcej
W swoim najnowszym filmie Tim Burton postanowił zmierzyć się z wyeksploatowanym motywem wampiryzmu we... czytaj więcej
"Mówią, że liczy się dziedzictwo krwi. Ono nas określa, wiąże, piętnuje". Przed państwem Barnabas Collins... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones